Atak terrorystyczny na polski konsulat w Łucku to przykra wiadomość. Ale nawet z takich trzeba wyciągać wnioski. Po pierwsze, dobrze, że nikt nie zginął, bo przynajmniej taką możliwość dopuszczali zamachowcy. Po drugie, warto sobie dziś, dopóki emocje nie opadną, przypomnieć, z kim mamy do czynienia i dobrze to w głowie zakodować. Tak, owszem, na Ukrainie mamy też do czynienia z rozmaitymi pogrobowcami Bandery i skrajnymi nacjonalistami, ale jaki interes mieliby w ostrzelaniu polskiego konsulatu? I jaki w dewastowaniu polsko-ukraińskich pomników? Z całym szacunkiem dla historycznych zaszłości i wielu, niekiedy uzasadnionych, fobii, uważam, że to Rosjanie. I nie jacyś przypadkowi, ale rosyjska agentura działająca za przyzwoleniem samego batiuszki Putina. Z dozą prawdopodobieństwa graniczącą z pewnością Rosja przedwczoraj w nocy przeprowadziła atak militarny na Polskę. Coś, z czym nie mieliśmy do czynienia od czasów walki żołnierzy wyklętych z oddziałami NKWD 70 lat temu. Oczywiście wszyscy musimy teraz udawać, że jest inaczej, że nie ma dowodów, że nie wiadomo kto to, bo i co mamy zrobić, wypowiedzieć wojnę, zbombardować ambasadę rosyjską?
Nie wiem, szczerze mówiąc, co mamy robić, ale na pewno od tego mamy dyplomację, by tę sprawę umiędzynarodowiła, by zasugerowała i wytłumaczyła zachodnim tępakom, co się tak naprawdę stało w tym tygodniu. Oczywiście to niełatwe, gdy Jarosław Kaczyński i Witold Waszczykowski właśnie zajęci są kolejnymi odsłonami swojej ulubionej wojny z Donaldem Tuskiem. Ale czasem trzeba porzucić hobby na rzecz obowiązków.
Zobacz: Paweł Deresz: Skandaliczne błędy przy sekcjach są oczywiste