"To jest artykuł zbudowany na oczywistych oszczerstwach i kłamstwach" - skomentowała premier Beata Szydło. I tylko częściowo ten stek bzdur, przeinaczeń i manipulacji można tłumaczyć faktem, że autor został swego czasu wyrzucony z "New York Timesa" za plagiat. Teraz lewicowy plagiator pracuje dla Putinowskiej propagandówki - telewizji Russia Today. Trudno przytaczać tu wszystkie nonsensy artykułu, zacytujmy te największe: "W Polsce powstało 11 agencji wywiadowczych, które identyfikują się z przerażąjącym nowym nacjonalizmem związanym z prawicowym katolicyzmem. Powstała uzbrojona 30-tysięczna bojówka oddana partii rządzącej". O czym bredzi nieszczęsny laureat Pulitzera, nie sposób zgadnąć. Ale nietrudno było przewidzieć, że ów dziennikarski "autorytet" cytować będzie inny "autorytet" - naukowy, a mianowicie J.T. Grossa. I tak z pełną powagą Hedges przywołuje kłamstwa autora "Sąsiadów", że Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców, wyciągając haniebny wniosek, że braliśmy udział w eksterminacji prawie 3 milionów przedstawicieli narodu wybranego. I jeszcze jeden absurd: Muzeum Powstania Warszawskiego powstało jako reakcja na książkę Grossa. I zarzut: nie ma w nim nic o polskich zbrodniach antysemickich. Bo zdaniem Chrisa Hedgesa antysemityzm w Polsce nie tylko był, ale jest nadal, "chociaż go nie widać". Przesłanie jest proste: polscy faszyści najpierw pomogli wymordować Żydów, a teraz dalej niszczą Polskę. Za to wszystko odpowiedzialny jest - to oczywista oczywistość - Jarosław Kaczyński, który "ma obsesje" i "jest mściwy".
Na koniec tych skandalicznych wywodów czytamy, że PiS skasował prenumeratę "Gazety Wyborczej" w urzędach i naciska na dystrybutorów o niewystawianie jej na witryny. Tylko skąd laureat Pulitzera o tym wie? Otóż sam ujawnił, że relacjonuje to, co mu przekazali panowie Jarosław Kurski (pierwszy zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej") i Piotr Stasiński (zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej"). To przerażające, że do takiego skrajnie zakłamanego przekazu, który idzie na cały świat, rękę przyłożyli dziennikarze z Polski. I jakoś nie przekonuje mnie ich tłumaczenie, że nie wiedzieli, z kim rozmawiali.
Zobacz: Miller: Wieści z Ameryki