"Super Express": - W związku z obowiązkiem szkolnym dla 6-latków w wielu szkołach w Polsce uczniowie będą chodzili do szkół na dwie, a w niektórych nawet na trzy zmiany. Nauczyciele przestrzegali, samorządy przestrzegały, rząd twierdził, że to przesadzone zapowiedzi. Choć już w zeszłym roku w szkole w Stargardzie Szczecińskim 6-latki zaczynały zajęcia o 6.30 rano.
Sławomir Broniarz: - Brzmi to dramatycznie. Byliśmy za obniżaniem wieku rozpoczęcia edukacji, ale już od 2008 roku podkreślaliśmy, że to powinno być oparte na masowych, ogólnodostępnych przedszkolach, które przygotowywałyby do tej edukacji. To dawało też czas na odpowiednie przygotowanie się samorządów do przyjęcia 6-latków do szkół.
- I co na to rząd?
- Ówczesna wiceminister edukacji z PO Krystyna Szumilas uważała, że to jakiś głupi pomysł, na który państwa nie stać. Ponowiliśmy to w 2010 roku, zgłaszając ten pomysł ponownie, podkreślając, że pozwoli to na czas przygotować szkoły. Niestety, rząd wolał podjąć kadłubową decyzję i dziś musimy jakoś ratować sytuację. Rząd mówi, że klasy, pomieszczenia i toalety są gotowe...
- To czego brakuje?
- W 2013 roku apelowaliśmy, by sprawdzili stan szkół, świetlic i stołówek w związku z reformą. Niestety, zmarnowano ten czas. Mamy przeładowane świetlice funkcjonujące jako przechowalnie, w których nie ma stołówek, tylko jest catering na styropianowych talerzach. W grupach po 50 i więcej dzieci upchanych w jednym pomieszczeniu. To jednak nie koniec problemów. Jest naprawdę sporo kłopotów np. z ukrytą prywatyzacją w szkolnictwie. Wbrew pozorom to nie Karta nauczyciela jest ważna...
- Mam wrażenie, że jednak jest. Dzięki temu, że nauczyciel dostaje nie tylko pensję, ale pewne prawa, trafili tam do pracy lepsi ludzie i nie słychać już narzekań o selekcji negatywnej w szkołach.
- To prawda, ale jako nauczyciel chciałbym jednak, żeby nauczyciele pracowali nie tylko dla tych rocznych urlopów na podratowanie zdrowia, ale z pasją nauczania dzieci.
- Jedno nie przeczy drugiemu. Z samymi pensjami na tę pasję mogłoby ich jednak nie być stać.
- Rzeczywiście, na tle UE zarobki są dość mizerne i te dodatkowe prawa jakoś nas ratują. O tym, że karta nie jest najważniejsza, mówię w kontekście tego, że grozić nam może likwidacja statusu szkoły jako czegoś bezpłatnego, publicznego i ogólnodostępnego. W rządzie dominuje przekonanie, że stowarzyszenia czy fundacje robią to lepiej. Nie robią lepiej. Robią taniej, a to nie znaczy lepiej.
- Platforma zawsze miała taki neoliberalny sznyt, to nie powinno dziwić.
- Tyle że edukacja to inwestycja o dużej stopie zwrotu. Od takiego doktrynalnego, neoliberalnego podejścia raczej się w Europie odchodzi, a Platforma i PSL (któremu szczególnie się dziwię) bardzo się przy tym upierają. Przy takich dysproporcjach zamożności wielu ludzi nie będzie stać na uzyskanie wykształcenia. Albo musieliby się zadłużyć tak jak frankowicze i byłby kolejny problem.
Zobacz: Janusz Piechociński w WIĘC JAK: I pan, i ja jesteśmy z wyższej półki