"Super Express": - Marzena K., która oskarżona jest o to, że jako urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości wyłudziła od miasta Warszawy ponad 34 miliony złotych, wyszła za kaucją na wolność i żąda kolejnych milionów z odszkodowań. Na wolności jest też Marek M., jeden z najbardziej znanych łowców kamienic. Jak pan to ocenia?
Piotr Ikonowicz: - Złodziej kilku jabłek siedzi miesiącami do sprawy. O kaucji nie ma co marzyć, bo za mało ukradł. Z kolei pani Marzena K. wpłaciła tytułem kaucji raptem osiemdziesiątą część tego, co już zdążyła wyłudzić od miasta. A jeszcze domaga się kolejnych milionów. Widzimy tu, że dwa procesy - reprywatyzacja i prywatyzacja - były skandalicznym aktem rozdawnictwa dorobku pokoleń w ręce partyjnych kolesi.
- Rząd PiS podjął jednak próbę ukrócenia dzikiej reprywatyzacji w Warszawie.
- Teraz ktoś powiedział tej mafii "nie" i wszyscy się dziwią. Ale też nie powiedział tego "nie" zbyt mocno, bo widać, że ta mafia reprywatyzacyjna ma olbrzymią moc. Ma duże pieniądze i może je uruchamiać w celach korupcyjnych. I ja się obawiam, że nawet zdecydowanie ministra Zbigniewa Ziobry nie pomoże, bo on nie zaręczy za wszystkich swoich ludzi. A urzędy, sądy są podatne na korupcję. Szanse na wygraną z mafią reprywatyzacyjną oceniam dość mizernie.
- Jednak protest społeczny jest, pan domaga się referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, Prawo i Sprawiedliwość zapowiada walkę o wyjaśnienie afery warszawskiej. Czy pana zdaniem ta mafia jest tak wszechpotężna, że poradzi sobie z naciskiem społecznym i rządem PiS?
- Po pierwsze, PiS w sensie politycznym nie jest przeciwne oddawaniu kamienic z lokatorami. Bo gdyby było przeciwne, uchwaliłoby ustawę, która tego zakazuje. Z punktu widzenia lokatora obojętne jest, czy obdziera go ze skóry nabywca roszczeń, czy jaśnie pan spadkobierca.
- Media informowały niedawno o starszej kobiecie, która formalnie, na podstawie wyroku sądu odzyskała od miasta działki w Warszawie, ale Ratusz od dziesięciu lat nie chce jej działek tych oddać, a staruszka żyje dziś w strasznych warunkach i marzy tylko o kupnie mieszkania ze sprzedaży działek, które są jej własnością. Ofiary mafii reprywatyzacyjnej są więc chyba zarówno po stronie lokatorów, jak i spadkobierców?
- W latach 90. wniosłem w Sejmie projekt ustawy o "wygaszeniu roszczeń reprywatyzacyjnych i naprawie niektórych krzywd". To była koncepcja, która zakładała, że roszczenia byłych właścicieli byłyby spłacane bonami reprywatyzacyjnymi. Natomiast oddawanie w naturze po tylu latach i budowanie od nowa jakichś fortun nie jest specjalnie sprawiedliwe.
- Wróćmy do afery. Czy nie obawia się pan, że za kilka lat sprawa rozejdzie się po kościach, a wtedy okaże się, że to pan jest jedyną osobą skazaną w sprawach reprywatyzacyjnych?
- Mnie już na tym skazywaniu nie zależy. Bardziej martwię się o osoby pokrzywdzone. W samej Warszawie mowa jest o kilkudziesięciu tysiącach rodzin, które nie z własnej winy popadły w ubóstwo, a często znajdują się dziś na ulicy. Skoro miasto stać było na to, żeby obdarowywać milionami swoich kolesi, to tym bardziej powinno być stać na to, żeby dotrzeć do każdego poszkodowanego i sprawdzić, czy przypadkiem nie potrzebuje on pomocy! Winni powinni ponieść konsekwencje, jednak priorytetem powinna być pomoc ofiarom dzikiej reprywatyzacji.
- Odpowiedzialność poniesiona przez aferzystów wiąże się z pomocą pokrzywdzonym, bo na ten cel można by przeznaczyć wyłudzone od miasta miliony. Jednak czy nie będzie tak, że ktoś, kto ukradł te miliony, odsiedzi kilka lat, a skradzionym bogactwem będzie się cieszyć całe życie?
- W przypadku dużych przestępstw powinien być stosowany przepadek mienia. Nie tylko dlatego, że przestępca po odbyciu kary opływać będzie w dostatki, ale też dlatego, że jeżeli jego majątek nie zostanie zabezpieczony do czasu rozstrzygnięcia sprawy, to oskarżony dysponuje potężnymi środkami do korumpowania systemu i uniknięcia kary. I państwo stoi na przegranej pozycji.
- Największą tragedią związaną z aferą reprywatyzacyjną było zabójstwo Jolanty Brzeskiej. Teraz wznowiono śledztwo, na jaw wyszły olbrzymie nieprawidłowości przy poprzednim postępowaniu.
- Jeżeli mówimy o tym, że w Warszawie jest mafia, to dlatego że jej macki sięgają bardzo wysoko. To nie złodzieje namawiający się po zaułkach, by kogoś napaść, ale zorganizowana przestępczość sięgająca też władzy i organów ścigania. W przypadku Jolanty Brzeskiej mieliśmy do czynienia nie tyle z nieudolnym śledztwem, ale jak najbardziej udolnym zacieraniem śladów zbrodni. Mówienie o tym, że to samobójstwo, gdy nic na nie nie wskazywało, wskazuje na złą wolę policji. A to oznacza, że oczywiście nie wszyscy, ale niektórzy funkcjonariusze musieli być skorumpowani, skoro działali wbrew elementarnej logice. Trudno bowiem podejrzewać, by ktoś, kto chce się podpalić, używał do tego trudno palnego oleju napędowego. Wszystkie przypadki samospaleń, były dokonane z użyciem substancji łatwo palnych, najczęściej benzyny. Twierdzenie, że ktoś użyłby oleju, to takie rżnięcie głupa, że bardziej już się nie da.
ZOBACZ: Małgorzata Wassermann o synu Tuska: Powinien stanąć przed komisją ds. Amber Gold