Teraz właściwie co tydzień mogę pisać ten sam felieton: "Jak donosi PAP, rząd nałożył nowy podatek na wodę (paliwo, gaz, nieruchomości, płace, oszczędności, inne - niepotrzebne skreślić), Instytut ABC policzył, że ten podatek będzie kosztował każdą rodzinę średnio 50 (10, 20, 30, 70 - niepotrzebne skreślić) złotych miesięcznie". I potem tylko dodawać komentarz: "I tak musi być, dopóki rząd nie ściągnie średnio 700 zł na każde dziecko, na które płaci 500 zł".
Tak po prostu być MUSI. Rząd nie ma innych pieniędzy niż te, które nam zrabuje albo ukradnie. No może jeszcze pożyczyć - czyli ukradnie naszym dzieciom, które będą musiały to spłacać. Cudów nie ma! To znaczy: są! Raz Dobry Bóg sypnął Żydom wędrującym przez Synaj mannę z nieba - ale na to mogą liczyć tylko Żydzi, a i to nie wszyscy. A poza tym w gospodarce obowiązuje zasada: by rząd dał nam 500 zł, musi nam zabrać 700 zł.
Cała sztuka rządzenia w tym Najgłupszym Ustroju Świata, czyli (tfu!) demokracji, polega na tym, by możliwie głośno i z przytupem dać te 500 zł - a możliwie po cichu zabrać te 700 zł. To robi np. ruletka - albo totolotek: ludzie widzą ten milion - a nie widzą, że na to, by dać milion, totolotek zabiera równo 2 miliony. Tak ma w statucie. I proszę: ludzie są zadowoleni. I tak samo są zadowoleni z 500+. Z tą różnicą, że w totolotka można nie grać - a w 700 - 500+ grać trzeba.
To znaczy niekoniecznie... Niektórzy po prostu wyjeżdżają.
Jakieś dwieście lat temu któryś z amerykańskich klasyków powiedział: "Republika przetrwa tak długo, aż politycy odkryją, że można przekupić ludzi ich własnymi pieniędzmi". I kolejne rządy to właśnie robią. Wróćmy do ruletki lub totolotka. Nikt z grających nie ma najmniejszej wątpliwości, że ten milion bierze się z jego pieniędzy. A jeśli to on wygra ten milion - to wie, że to z pieniędzy innych frajerów.
Różnica między totkiem a 500+ jest taka, że wiemy na pewno, kto wygra, a kto przegra. To znaczy nie wiemy... Jutro parlament może ogłosić, że płaci tylko na trzecie i dalsze dzieci - albo (przed wyborami...) powie, że (po wyborach...) da jeszcze i na pierwsze. Natomiast ci, co składają się na te -700, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że płacą.
Bo w totku muszę wypełnić kupon, zapłacić - i po losowaniu zostaje mi dowód, że wpłaciłem te 10 zł. I mogę sobie ocenić - czy było warto... A w grze -700 nie mam takiego kwitka w ręku! Totolotek jest gra uczciwą - a polityka nie. W totka grać nie muszę - podatki płacić muszę. W totku dostaje się pokwitowanie... I gdyby rząd dawał nam takie pokwitowanie: "pan Kowalski wpłacił na -700 350 zł" - to każdy by sobie policzył: ten, kto ma mniej niż dwójkę dzieci, stracił 350 - ten, kto ma więcej, wygrał 150 (650 - 1150 - 1650...) niepotrzebne skreślić. Jednak rząd stosuje starą zasadę socjalistyczna: "Brać - ale nie kwitować!". I zabawa trwa...
ZOBACZ: Prof. Witold Orłowski: Nie da się obniżyć podatków w Polsce