"Super Express": - Ostatni sondaż Estymatora wskazuje na wzrost poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości, które utrzymuje w sondażach przewagę nad PO. Poważny spadek zanotowało też powstające ugrupowanie Pawła Kukiza. Czy możemy już mówić o trwałej tendencji na polskiej scenie politycznej?
Prof. Jadwiga Staniszkis: - Jeśli te wyniki mają potwierdzenie w innych badaniach, możemy mówić o pewnym trendzie, a więc wyraźnym wzroście poparcia dla PiS, lekkim wzroście Platformy i wyraźnym spadku popularności Kukiza. To ostatnie nie jest zaskoczeniem.
- Czym spowodowany jest tak duży spadek?
- Konflikty, wzajemne pretensje zawsze powodują rozczarowanie. Zobaczymy, z jakim wynikiem Kukiz dotrwa do wyborów. Bezpartyjni samorządowcy ewidentnie używali Kukiza do rozgrywki wewnątrz systemu z hierarchią poszczególnych partii. Styl rozstania, spora naiwność samego Pawła Kukiza powoduje jednak to, co mamy, czyli wyraźny spadek poparcia.
- A z czego wynika wzrost dla PiS?
- Wydaje się, że to z jednej strony efekt dość konsekwentnego i monotonnego wręcz powtarzania postulatów programowych obecnych już w kampanii Andrzeja Dudy. To znaczy obniżenie wieku emerytalnego, 500 złotych zasiłku na dziecko czy wreszcie elementy polityki przemysłowej, które zapewnią większą liczbę miejsc pracy. Z drugiej strony u Ewy Kopacz widzimy gorączkowe próby pójścia w tym samym kierunku, co PiS, czyli obiecywania. Przez to Platforma traci argument, że obietnice PiS są bez pokrycia. Jednocześnie obietnice PO są mniej precyzyjne, mniej zrozumiałe, a wydaje się, że równie kosztowne.
- Ewa Kopacz jeździ po Polsce, stara się przekonać wyborców. Czy przyspieszenie kampanii może pomóc partii rządzącej?
- To nagłe przyspieszenie w kampanii, podobnie jak u Bronisława Komorowskiego przed drugą turą, jeszcze bardziej podkreśla, że przez osiem lat rządów PO niewiele zrobiono i to jest irytujące. Podobnie jak ta kosztowna kampania w pociągach. Ewa Kopacz jest co prawda bardziej energiczna, a Beata Szydło bardziej usztywniona, i przez to mniej rozedrgana, dlatego kandydatka PiS wzbudza większe zaufanie wyborców. Jednak do wyborów są jeszcze ponad dwa miesiące, w tym czasie ta jednostajność przekazu może w pewnym momencie znużyć wyborców. Osobiście uważam, że PiS powinien w tym momencie pokazać coś w rodzaju gabinetu cieni, przedstawić kandydatów na ministrów. To by zdynamizowało kampanię. Jednocześnie pokazało młodszych, bardziej kompetentnych i bardziej energetycznych niż Beata Szydło kandydatów. Wyraźniej pokazałoby PiS jako alternatywę. Nie tylko w hasłach, ale też w sferze tego, co można zrobić dla rozwoju. Jeżeli Szydło nie pójdzie w tym kierunku, kampania będzie jedynie wyścigiem na obietnice. I trend wzrostowy dla PiS może się odwrócić.
- Na ile PiS pomógł fakt, że z pierwszego planu wycofał się Jarosław Kaczyński?
- Nie do końca się wycofał, bo wszystkie obietnice Szydło były anonsowane już choćby w wywiadach i wystąpieniach prezesa Kaczyńskiego. Mamy w tej chwili dość spójny trójkąt - Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński, Beata Szydło. A kampanię PiS mogą pociągnąć osoby kompetentne w poszczególnych dziedzinach.
- Ostatni sondaż daje PiS zdecydowaną przewagę i samodzielny rząd. Jednak wciąż nie wiemy, czy ten koalicjant nie będzie potrzebny...
- No tak, ale ja bym się nie skupiała na potencjalnej koalicji, a na tym, by w kluczowych dziedzinach, jak gospodarka, kultura, nauka, infrastruktura, pokazać alternatywne rozwiązania, co można zrobić inaczej. Krytykować obecny rząd i pokazać perspektywę. Tych kilka dziś proponowanych haseł może nie wystarczyć. Konieczny jest kolejny krok.
- Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Ewa Kopacz płaci za spuściznę rządu Donalda Tuska?
- Na pewno płaci. Zaszkodziły jej też opinie wygłoszone przez wysokich państwowych urzędników Platformy, bardzo krytyczne, że państwo istnieje teoretycznie. Jeśli potwierdzi się, że gospodarzem tych nagrań są same służby, oznaczać to będzie, że mamy do czynienia z buntem w ramach samego państwa. Być może dlatego, że ci, co wiedzą więcej, uważają, że ten rząd szkodzi państwu. Nawet średnio zorientowanemu wyborcy daje to wiele do myślenia.
- Wróćmy do ruchu Kukiza. Stara się łączyć postulaty związków zawodowych i przedsiębiorców. Może to pociągnie ten ruch?
- Obserwowałam komisję trójstronną i mówiłam, że sami pracodawcy dostrzegają, że praktyka zatrudnienia, a więc niskie płace, śmieciówki, doraźnie dają im zarabiać, jednak są antyrozwojowe. Podczas gdy wspólnym interesem i przedsiębiorcy, i pracownika jest rozwój. Kukiz chwyta postulaty z różnych miejsc. Jest jednak zbyt eklektyczny w szukaniu osób, z którymi miałby współpracować. Nie opiera się dostatecznie na wiedzy samorządowców, ludzi, którzy wynieśli go do góry, którzy wiedzą, jak zła polityka utrudnia realizowanie sensownych działań w terenie.
- Ale czy inicjatywa Pawła Kukiza ma szansę utrzymać się na scenie politycznej?
- Ma. Nie jestem specjalną wielbicielką ruchu narodowego w kostiumie tradycyjnym typu ONR, no ale do Kukiza może dołączyć trochę sensownych ludzi, np. Krzysztof Bosak, który zdaje sobie sprawę, że trzeba mówić o interesie narodowym, że nie każde mówienie o tym interesie jest nacjonalizmem, co wmawiała przez lata "Gazeta Wyborcza". Jeżeli to się wypełni treścią prorozwojową, Kukiz może odnieść sukces. Najbliżej jest PiS-u, bo nawiązuje do transferów kapitału, do rozwoju zależnego. To zupełnie inna optyka niż Platformy, której zależy wyłącznie na utrzymaniu się przy władzy. Widać to choćby po próbie sprzedaży PKP Energetyki. Najważniejszej spółki kolejowej, o znaczeniu strategicznym. W działaniach PO widać tu doraźność, podczas gdy inni mówią o programach czy strategiach rozwiązania problemu. Kukiz nie jest w swych hasłach oryginalny, jednak mógłby być koalicjantem PiS.
- Strata władzy przez Platformę byłaby dla niej klęską. Czy w takim wypadku możemy mówić o rozpadzie tej formacji, czy też PO przetrwa jako największa partia opozycyjna?
- Przede wszystkim to trochę żenujące, jak wiele stanowisk realnej kontroli próbuje utrzymać poprzez pośpieszne nominacje Komorowskiego. Ciągle dochodzą od Kopacz sygnały o powoływaniu nowych narodowych instytucji. W Łodzi obiecała Narodowy Instytut Kultury Filmowej, a przecież mamy już Polski Instytut Sztuki Filmowej. To też propozycja powołania na miejsce nieodżałowanego Polskiego Instytutu Wydawniczego jakiegoś Narodowego Instytutu Książki. Szykuje się wiele odskoczni dla urzędasów. A politycy w przeważającej większości przetrwają jako opozycja. I będą sobie dalej naciskać guziczki i się dobrze bawić. W tej chwili jest próba utrzymania kontroli nad newralgicznymi punktami, typu Trybunał Konstytucyjny. Czy przygotowywanie dokumentów, takich jak tworzona przez prezydenta Komorowskiego strategia obrony, która jest dokumentem wiążącym. To działanie wręcz nieprzyzwoite. I niemające miejsca w normalnych krajach.
- Czy Andrzej Duda będzie w stanie jako prezydent zerwać z szyldem partyjnym?
- Myślę, że będzie współpraca z ewentualnym rządem PiS. W sytuacji, gdy konstytucja ustawia prezydenta i rząd w pewnej kontrze, bo robiona była przez SLD i środowiska dawnej Solidarności, by wzajemnie mogły się blokować, ta współpraca będzie czymś dobrym. A jak ta prezydentura będzie wyglądać w sensie merytorycznym - to już zależy od tego, kto się znajdzie w otoczeniu prezydenta.
- Czy jest możliwe, że za pięć lat Donald Tusk wróci do polskiej polityki i wystartuje przeciwko Andrzejowi Dudzie w wyborach prezydenckich?
- Nie sądzę. Po pierwsze, nie wiem, czy mu się będzie chciało wrócić do polskiego piekła. Poza tym, na swoim stanowisku zarabia dobrze, jednak jego urzędowanie nie jest zbyt wysoko oceniane. Organizuje pewne rzeczy, zamyka drzwi, żeby nie wypuścić premiera Grecji, ale to wszystko jest takie niemerytoryczne. Poza tym w kraju krytyka Kopacz jest pośrednio wymierzona w Tuska. Jest wprawdzie chwalony, bo potrafił bardziej trzymać w ryzach tę partię. Nie tyle się go docenia, co przypomina jego silną rękę, ale to był styl dla mnie nie do przyjęcia, zarządzanie poprzez strach. Ani w Platformie, ani w Polsce nikt na Tuska nie czeka.
Zobacz: Sławomir Neumann: Rozliczymy się z rządów Tuska i PO