Henryk Kowalczyk: Nikt nie chce być ministrem za 5000 zł!

2015-12-07 3:00

Od zaprzysiężenia rządu Beaty Szydło (52 l.) mijają już trzy tygodnie, tymczasem w niektórych resortach wciąż brakuje wiceministrów. Powód? Małe pieniądze. - Zarobki są tak niskie, że nikt nie chce przejść - tłumaczy Henryk Kowalczyk (59 l.), szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.

Jakie są te "niskie zarobki"? Henryk Kowalczyk twierdzi, że w ministerstwie można zarobić ok. 7000 zł brutto, czyli jakieś 5000 zł na rękę. - Jeżeli ktoś ma z rynku finansowego, z przedsiębiorstw przejść, to jest to dla niego niewiele więcej niż średnia krajowa - mówił minister bez teki w rządzie Szydło w wywiadzie dla telewizji TVN 24 Biznes i Świat. Nic więc dziwnego, że ministrowie, zdaniem Kowalczyka, mają ogromne problemy z pozyskaniem podsekretarzy stanu do kierowanych przez siebie resortów.

Sytuacja wygląda więc na poważną - wszak nie można kierować pracami resortu niemalże w pojedynkę. Problem spowodowany jest także... zbyt wysokimi pensjami niektórych pracowników. Henryk Kowalczyk uważa, że dyrektorzy departamentów zarabiają więcej niż wiceministrowie. - To zaczyna być chore. Coś trzeba z tym zrobić, na przykład skorygować może płace dyrektorów departamentów. Wygląda to niezbyt w porządku, jeżeli dyrektor departamentu podległy ministrowi zarabia znacznie więcej - uważa szef Komitetu Stałego.

Czy rzeczywiście w resortach brakuje sekretarzy i podsekretarzy stanu? Anna Zalewska (50 l.), szefowa MEN, ma obecnie tylko dwie zastępczynie, podobnie tylko dwóch wiceministrów pracuje u wicepremiera i ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina (54 l.). Ale już minister zdrowia Konstanty Radziwiłł (57 l.) ma do pomocy pięciu wiceministrów, zaś w Ministerstwie Środowiska, na którego czele stoi Jan Szyszko (71 l.), pracuje aż sześciu wiceministrów - tyle samo, ilu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

ZOBACZ: Cezary Kaźmierczak o pomyśle wiceministra pracy: To byłby koniec polskich firm!