- Jakiś czas temu pojawiły się przecieki z rządu, że podobno jest lista kopalń do zamknięcia.
- Dostałem oficjalną informację od ministra Tchórzewskiego, że żadnej takiej listy nie ma. I choć listy nie ma, to pewne ruchy dokonywane przez zarządy spółek niepokoją.
- Dlaczego?
- Są decyzje o przekształceniach, które de facto oznaczałyby zamknięcie niektórych kopalń, np. w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. W katowickim holdingu uratowano kopalnię Sośnica, ale nie wiadomo na jak długo. Jestem trochę zdziwiony, że tempo prac nad programem dla górnictwa jest tak nijakie. Właściwie go nie ma. Wrzesień na karku, ale dzieje się tylko "coś tam, coś tam", cytując panią klasyk. Strategia powinna być gotowa już w pierwszej połowie roku. Podobnie jak sprawy z opodatkowaniem, z funkcjonowaniem spółek, zmniejszeniem czapy administracyjnej.
- Tuż przed jesiennymi negocjacjami umów zbiorowych wygląda to słabo.
- Nie chcę narzekać na rząd, że niczego nie robi, bo jednak są pewne pozytywne działania. Polska Grupa Górnicza powstała, a ten rząd postawił się Unii w sprawie pakietu klimatycznego. Są politycy, którzy zrozumieli, że Polska jeszcze długie lata będzie opierała się na węglu i nie bardzo ma wybór. To budzi nadzieję. Problem jest ze spóźnianiem strategii.
- Wspominał pan o zarządach. Przed restrukturyzacją pada zawsze pytanie, na ile związkowcy i pracownicy będą elastyczni w negocjacjach.
- Strona społeczna wykazała już daleko idącą elastyczność w zgodzie na likwidację przywilejów i spadku realnych dochodów górników. W kontekście rynku pracy na Śląsku spadek dochodów, a zwłaszcza zamykanie kopalń to byłby dramat dla miejscowej ludności. Choć są też pozytywne sygnały, bo Wojewódzkie Rady Dialogu Społecznego funkcjonują i ponad politycznymi podziałami będziemy w stanie zaproponować wicepremierowi Morawieckiemu taki pełny program dla Śląska na najbliższą dekadę.
Zobacz: Mirosław Skowron: Sprawa Brzeskiej, sprawa Platformy