"Super Express": - Niemcy zapowiedziały, że państwa, które nie "wypełnią do końca" obowiązku opieki nad uchodźcami, stracą dotacje z Unii Europejskiej. Jak to w ogóle oceniać?
Bogusław Sonik: - To jakiś absurd! Unia Europejska miała być oparta na prawie. Różne państwa nie wykonują różnych dyrektyw, są odpowiednie instytucje unijne do orzekania w sprawach spornych. Przyjęcie lub nie uchodźców to jednak decyzja polityczna. Podjęta powinna być w ramach konsensusu. Gdyby propozycja Niemiec została przyjęta, to byłby chyba pierwszy przypadek w historii Unii Europejskiej, w którym wprowadza się wręcz nakazową politykę, na żądanie konkretnego, jednego państwa.
- Niepokoi trochę stwierdzenie, że państwa "muszą wypełnić do końca" obowiązek opieki. Czyli, jeśli jakiemuś uchodźcy się nie spodoba w Polsce, wyjedzie powiedzmy do Niemiec, stracilibyśmy dotacje unijne?
- Nie sądzę. Są przecież odpowiednie procedury przyjmowania imigrantów. Jeśli uchodźcy, któremu udzielimy pomocy, u nas się nie podoba, należy go odesłać tam, skąd przybył.
- Tylko, że propozycja niemiecka pada na poważnie. Czy zagrożenie, że takie rozwiązanie rzeczywiście zostanie przyjęte, w ogóle jest realne?
- Nie wiemy, kto miałby podejmować decyzje o ukaraniu danego państwa, jak Niemcy chcieliby takie rozwiązanie przeforsować na forum unijnym. Nie sądzę, by zyskały poparcie innych państw członkowskich. Natomiast chcę podkreślić, że Polska bezapelacyjnie powinna przyjąć tę liczbę uchodźców, do której przyjęcia się zobowiązała.
- No dobrze, ale co chcą osiągnąć Niemcy, poprzez tego typu szantaż wobec innych państw członkowskich?
- Jestem przekonany, że to rodzaj dyplomatycznej gry. Próba sił w celu pokazania, kto jest najsilniejszym graczem w Unii Europejskiej. I, przede wszystkim, które państwo wpłaca najwięcej do unijnej kasy. A wiadomo, że są to Niemcy.
- Na przeciwległym biegunie w sprawie podejścia do uchodźców znajdują się Węgry. Rząd Orbána odsyła uchodźców "ekonomicznych", do tego buduje jakiś mur graniczny...
- Dzieje się tak, bo Agencja Ochrony Granic Unii Europejskiej, która ma zresztą siedzibę w Warszawie, nie działa tak, jak powinna, jest wobec zalewu uchodźców bezradna. Każdy kraj musi więc radzić sobie samodzielnie, według własnych możliwości politycznych i ekonomicznych. Ta niemoc Wspólnoty jest "pruciem" Unii Europejskiej. Problem z przyjęciem uchodźców mają nie tylko Węgrzy. Wcześniej mieli go Włosi czy Francuzi, którzy również odsyłali cudzoziemców, a na Francję Unia nakładała nawet kary.
- A jak wobec tego powinna zachować się Polska?
- Powinniśmy przyjąć tych uchodźców, których przyjęcie zadeklarowaliśmy, czyli 2,5 tysiąca osób. Problemem jednak jest to, że od kilkudziesięciu lat nie stworzyliśmy żadnej polityki emigracyjnej. Jako państwo reagujemy tylko doraźnie, w zależności od sytuacji. Tak być nie powinno. Szczególnie że w Europie otwarcie już mówi się o tym, że jak Węgrzy zamkną swoją granicę, uchodźcy do Unii dostaną się drogą okrężną - przez Ukrainę i granicę z Polską. Trzeba mieć tego świadomość.
Zobacz: Janusz Korwin-Mikke: Norwegia - "Europa"; Litwa - "dzicz"