Od przypadkowego odkrycia do akcji ABW
Nie było sygnału wywiadowczego ani alertu NATO. Punkt zapalny stanowił zwykły spacer. Osoba przechodząca obok linii kolejowej zauważyła ukryty obiektyw wystający z zarośli. Po zgłoszeniu na policję służby weszły w tryb operacyjny.
ABW rozpoczęła przegląd infrastruktury kolejowej na odcinkach o znaczeniu strategicznym. W efekcie znaleziono seryjnie rozmieszczone urządzenia zasilane panelami solarnymi, zaprojektowane tak, aby bezobsługowo monitorować ruch i wysyłać obraz do zewnętrznej chmury. Kamery rozmieszczono w rejonach kluczowych dla ruchu sprzętu wojskowego – m.in. w okolicach Przemyśla i tras prowadzących w stronę lotniska w Rzeszowie-Jasionce.
Jest kolejne weto Karola Nawrockiego! Tak prezydent wyjaśnia swoją decyzję
To nie był incydent ani pomyłka pojedynczego fana wojskowości. System działał jak sieć punktów obserwacyjnych, które łączyła jedna komórka koordynacyjna.
„Zrób zdjęcie, wyślij, dostaniesz kryptowalutę”
Wykonawcy nie dostawali kopert, tylko listę zleceń przez komunikatory.
- Struktura zadań była prosta:
- spray i hasła antyukraińskie — kilka dolarów,
- instalacja kamery — kilkaset dolarów,
- pobicie wytypowanej osoby — kilkaset więcej,
- atak na transport — kilka tysięcy,
- ostateczny cel — wykolejenie składu: 10 tysięcy dolarów.
Wszystko płacone w kryptowalutach, żeby nie zostawał ślad w bankach. Potwierdzeniem wykonania były zdjęcia, nagrania i współrzędne GPS, wysyłane bezpośrednio do koordynatora.
Telegram zamiast tajnych przejść i spotkań
Wbrew filmowym wyobrażeniom o szpiegostwie, nie było spotkań w podziemiach ani przekazywania walizek. Rosjanie werbowali przez internet. Anonimowe konta, pseudonimy, polecenia bez kontekstu. Nie pytasz, nie komentujesz, wykonujesz, taki był kod. Na telefonach zatrzymanych znaleziono dokumenty operacyjne: schematy miejsc, gdzie najlepiej umieszczać GPS na wagonach, mapy obejść monitoringu oraz instrukcje „co robić gdy Policja”. Nie byli to przeszkoleni agenci, to była „logistyka przestępstwa”, dawana w formie tutoriali.
Transporty wojskowe, narracja uliczna, chaos
Samo zbieranie danych to pierwszy etap. Drugi, podgrzewanie atmosfery społecznej. W mieszkaniach podejrzanych znaleziono prowizoryczne projektory, przeznaczone do wyświetlania haseł propagandowych w przestrzeni publicznej: na Pałacu Prezydenckim, Sejmie, ambasadzie USA. Krótkie nagranie, kilka zdjęć wrzuconych do sieci, boty udające „społeczny bunt” i narracja gotowa. Wszystko wyglądało jak „Polacy mają dość wojny”, ale tak naprawdę było produktem agresora.
Kto wykonywał zlecenia
Zatrzymani to mieszanka narodowości i środowisk. 16 osób: dwanaście z Ukrainy, trzech Białorusinów, jeden Rosjanin, zawodowy sportowiec w polskim klubie. Nie byli ideologami. Jedni potrzebowali pieniędzy, inni trafili „dla zabawy”, część żyła od wypłaty do wypłaty. Co istotne większość miała świadomość, dla kogo pracuje. To nie była „naivna robótka”, tylko udział w działaniach wymierzonych w polskie bezpieczeństwo i wsparcie dla Ukrainy.
Sąd, wyroki i konsekwencje
W grudniu 2023 roku Sąd Okręgowy w Lublinie skazał 14 osób, które zgodziły się dobrowolnie poddać karze. Wyroki: od roku do sześciu lat więzienia, a także obowiązek zwrócenia nielegalnych zysków. Operacyjnie sprawę zamknięto. Strategicznie, zostaje ostrzeżenie. Rosja nie potrzebuje specnazu. Wystarczy aplikacja, szybki przelew i ktoś, komu brakuje pieniędzy.
Poniżej galeria zdjęć: Służby i ABW zabezpieczają miejsce eksplozji. Siemoniak: „Służby pracują wspólnie”