Mateusz Morawiecki ogłosił swoją decyzję dotyczącą cmentarzy w piątek 30 października o godzinie 16, kiedy wiele osób było już w drodze do rodziny, a sprzedawcy kwiatów i zniczy stali przed cmentarnymi bramami z rozłożonym towarem. Co więcej, inni politycy Zjednoczonej Prawicy zarzekali się wcześniej, że do czegoś takiego nie dojdzie (mówił o tym m.in. Jacek Sasin czy też Jarosław Gowin, który mówił, że Wszystkich Świętych to "wielka polska tradycja", a zamykanie cmentarzy "nie wchodzi w grę"). Co więcej, dopiero po jakimś czasie (a nie w trakcie konferencji, na której ogłosił zamknięcie cmentarzy) Morawiecki zapewnił, że rząd wynagrodzi przedsiębiorcom wydatki, które ponieśli.
Portal Onet.pl dotarł do polityków Solidarnej Polski, którzy w bardzo ostrych słowach skomentowali decyzję premiera. - Jesteśmy wściekli. Jak można taki komunikat dać za pięć dwunasta? Otrzymujemy dziesiątki sygnałów od księży, którzy dzwonią do nas i pukają się w głowę – mówił jeden z nich. Dodatkowo przekonywał on, że problemem nie był wyłącznie moment ogłoszenia decyzji, lecz w ogóle jej sens. - Dla dużej części ludzi ta decyzja jest po prostu niezrozumiała. Po pierwsze w piątek po konferencji premiera na cmentarze ruszyły tłumy. Co to ma wspólnego z bezpieczeństwem? Po drugie zablokowanie dostępu do tych miejsc w momencie, gdy na ulicach manifestują setki tysięcy ludzi, jest po prostu nielogiczne – przekonywał.