To w sobotę MON poinformowało o tym, że istnieje protokół zniszczenia dokumentów, które zawierały informacje na temat wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Jego autentyczność potwierdził rzecznik MON, Bartłomiej Misiewicz. W związku z tym Macierewicz chce dowiedzieć się, czy prokuratura po katastrofie smoleńskiej wystąpiła do wszystkich instytucji w Polsce o przekazanie informacji w sprawie działań tych organów w reakcji na rozbicie się tupolewa. Macierewicz zada też pytanie, czy prokuratura zapoznała się z w odpowiednim czasie ze zniszczonym w lutym 2012 roku dziennikiem działania.
W liście Komisarczyka, który wysłał do redakcji Wirtualnej Polski, można przeczytać m.in.: - W zniszczonym 400-stronicowym dokumencie tylko wpis z jednego dyżuru (10.04.2010 r.) dotyczył katastrofy smoleńskiej i był zapisany maksymalnie na 3-5 stronach (...) W dniu katastrofy zapisy dotyczyły głównie chronologicznych sentencji powiadamiania przełożonych i przedstawicieli władzy o katastrofie w ramach istniejącego schematu powiadamiania. Cała Służba Dyżurna wiadomości na temat katastrofy zdobywała głównie z mediów i nic szczególnego w zniszczonym dokumencie nie było, bo być nie mogło (...) Opisując dzień katastrofy, z dokumentu można było się dowiedzieć, kogo powiadomiono i kogo próbowano bezskutecznie powiadomić (...) Zniszczony 400-stronicowy Dziennik Działań stanowił jedynie zabezpieczenie Szefa Zmiany w wypadku posądzenia go w przyszłości o niewłaściwe działania lub zaniechanie.
Do listu odniósł się już rzecznik MON, Bartłomiej Misiewicz, który poinformował, że 10 kwietnia Komisarczyka nie było w ogóle w pracy więc nie może posiadać wiarygodnej wiedzy na ten temat (dyżur pełnił Bogusław Pacek). Dodał, że: - W Dzienniku Działań DSO SZ RP powinny znaleźć się wszystkie informacje dotyczące: meldunków, decyzji, wykonywanych i odbieranych połączeń, współpracy służb oraz jednostek organizacyjnych Ministerstwa Obrony Narodowej i Wojska Polskiego, co miało istotne znaczenie dla zaistniałej wówczas sytuacji kryzysowej - stąd waga tego dziennika. Przypomniał również, że niszczenie tego typu dokumentów było zabronione i zapowiedział, że rozpoczęto już prace mające odtworzyć owe meldunki.
Dyrektor biura prasowego Andrzeja Dudy, Marek Magierowski ocenił dla Wirtualnej Polski list Komisarczyka, mówiąc: - Odnoszę wrażenie, że list ppłk. Komisarczyka, zamiast pomóc, raczej dodatkowo obciąża osoby odpowiedzialne za zniszczenie tych dokumentów. Następnie punktował list, wskazując na fragmenty takie jak ten ,,Opisując dzień katastrofy, z dokumentu można było się dowiedzieć kogo powiadomiono i kogo próbowano bezskutecznie powiadomić". Jak skomentował: - Proszę wybaczyć, ale akurat informacja, którego z wysokich urzędników NIE UDAŁO się zawiadomić o katastrofie, jest niezwykle istotna. Ciekaw byłbym np. takiego zestawienia: kto, o której godzinie dowiedział się o katastrofie oficjalnymi kanałami, a kto i o której godzinie mówił o jej przyczynach w mediach.
Wśród dziennikarzy na TT rozgorzała gorąca polemika:
.@KonradPiasecki za stary jesteś by nie mieć świadomości jak ważne to były dokumenty. Więc po co to piszesz?
— Cezary „Trotyl” Gmyz (@cezarygmyz) luty 7, 2016
Blogerka zwróciła również uwagę na fakt:
To imponujące, że autor listu pamięta treść nieistotnego dokumentu zniszczonego ponad 3 lata temu.
— kataryna (@katarynaaa) luty 7, 2016
Na koniec gorzko skonstatowała:
Z tymi zniszczonymi dokumentami to jest tak, że niektórym dziennikarzom przeszkadza, że się nigdy nie dowiedzą co tam było a innym nie.
— kataryna (@katarynaaa) luty 7, 2016
Zobacz także: Ostre komentarze po decyzji Macierewicza: PiS stworzył religię smoleńską