Łukasz Warzecha Super Opinie

i

Autor: GRAFIKA SE Radosław Ślusarczyk

Znacząca prośba do Banasia. Będzie popłoch? „Połajanki malkontenta”

2021-08-06 6:30

Marian Banaś znów trafił na języki całej Polski po tym, gdy kierowana przez niego NIK przeprowadziła kontrolę Funduszu Sprawiedliwości, nad którym pieczę sprawuje resort sprawości Zbigniewa Ziobry. Tymczasem w najnowszym felietonie w „Super Expressie”, do Banasia postanowił się zwrócić Łukasz Warzecha. Chodzi o pewną kontrowersyjną sprawę…

- Panie Prezesie Banaś, jest sprawa… - pisze Łukasz Warzecha w najnowszym felietonie w „Super Expressie”. Publicysta wziął pod lupę projekt polskiego samochodu „Izera”, prześmiewczo nazywanego „Mizerą”. - Cała fabryka „Mizery” ma kosztować pod trzy miliardy zł, a polski budżet wrzucił właśnie ćwierć miliarda w pilotującą program spółkę ElectroMobility Poland. Projektantom tego pomnika pychy obecnej władzy życzę z całego serca, żeby zabrał się za niego niestrudzony Marian Banaś, żeby popłynęły doniesienia do prokuratury – pisze Warzecha. Zgadzacie się z publicystą? Zostawcie komentarz!

Panie Prezesie Banaś, jest sprawa…

Gdybym miał wskazać jedno działanie tej władzy, które podsumowuje ją najlepiej – jej etatyzm, szastanie publiczną kasą, socjalistyczny program gospodarczy, bezsens decyzji, prymat pseudopatriotycznej tromtadracji nad zdrowym rozsądkiem, tworzenie miejsc, gdzie można obsadzić zasłużonych towarzyszy oraz płynięcie z głównym unijnym nurtem przy jednoczesnym pokrzykiwaniu, jak to się nie dajemy i jacy to jesteśmy suwerenni – to wskazałbym program budowy polskiego samochodu na bateryjkę. Ten program kiedyś trwał w postaci zapowiedzi Mateusza Morawieckiego o milionie aut elektrycznych na polskich drogach do 2025 r. (panie premierze, zostały tylko cztery lata, a brakuje jeszcze 989 tys. takich samochodzików), jakiś zaś czas temu przybrał postać bardziej skonkretyzowaną: pojazdu „Izera”, zwanego bardziej dosadnie „Mizerą”. Pozwolę sobie pominąć tłumaczenie, dlaczego auta na baterię to w obecnej postaci absurd, szczególnie w krajach jak Polska, gdzie większość rodzin stać na jeden samochód. Gdyby nie wciskanie ludziom takich pojazdów na siłę poprzez odgórne decyzje UE, szykanującej coraz bardziej silniki spalinowe, oraz dotacje różnych krajów, autka na baterię pozostałyby ciekawostką i marginesem. Ważniejsze w tej historii jest jednak, że program budowy polskiego auta na baterię był od początku absurdalny. Zakładał, że Polska wejdzie przebojem na rynek obsadzony już przez producentów, zbierających doświadczenie od co najmniej kilkunastu lat, z produktem, który będzie całkowicie przeciętny. Doprawdy, trudno pojąć, dlaczego ktokolwiek miałby kupić za kilka lat polską „Mizerę”. Chyba że będzie musiał – mogą do tego zostać zmuszone np. urzędy państwowe. Gdyby to była prywatna inwestycja pana Morawieckiego, w którą wpakowałby on własne pieniądze, można by najwyżej popukać się w głowę i skwitować to stwierdzeniem, że jeśli chce wyrzucać kasę w błoto, to jest to wyłącznie jego sprawa. Ale nie – to jest przedsięwzięcie od początku do końca państwowe, tak całkowicie jak tylko można sobie wyobrazić. Za ten sięgający poziomu Himalajów absurd płacimy wszyscy. Cała fabryka „Mizery” ma kosztować pod trzy miliardy zł, a polski budżet wrzucił właśnie ćwierć miliarda w pilotującą program spółkę ElectroMobility Poland. Projektantom tego pomnika pychy obecnej władzy życzę z całego serca, żeby zabrał się za niego niestrudzony Marian Banaś, żeby popłynęły doniesienia do prokuratury i żeby kiedyś – bo przecież nie teraz – ludzie odpowiadający za tak ostentacyjne marnotrawienie naszej kasy stanęli przed sądem.

Uderzenie specgrupy w pseudokibiców