"Super Express": - Przez moment wakacje zamieniły się w rozliczanie nieprawidłowości w spółkach Skarbu Państwa. Jak się panu podoba sposób, w jaki premier Tusk porachował kości odpowiedzialnym za nadużycia?
Adam Lipiński: - Porachował? Odnoszę wrażenie, że afera taśmowa jak szybko wybuchła, tak szybko została wygaszona przez premiera i jego otoczenie. Chyba nie tylko ja mam takie odczucia.
- Ale duchy tej afery będą jeszcze straszyć koalicję, czy na dobre zostały one przegnane?
- Opozycja na pewno będzie nieraz przypominać to, co się działo i wskazywać, że premier nie zadał sobie trudu, aby mechanizmy aferalne wyeliminować ze swojego środowiska.
- Na razie udało mu się rozbroić tę bombę?
- Myślę, że tak. Zawdzięcza to bardzo dobremu PR-owi oraz, niestety, mało dociekliwym mediom. Przecież historie o nepotyzmie i kolesiostwie to nie są rzeczy, które wzięły się znikąd. Mają swoje źródła i kontynuację.
- Akurat media, wyjątkowo zgodnie biły w rząd, pokazując kolejne nieprawidłowości.
- Broń Boże, nie oskarżam mediów, że nie ujawniały i nie opisywały tych karygodnych zjawisk. To przecież dzięki wam to wszystko dotarło do opinii publicznej. Stwierdzam tylko, że po krótkim zainteresowaniu, skończyło się dociekanie i zmuszanie rządu do wyjaśnień. Nie wiem, może to strach wielu mediów przed utratą władzy przez PO i powrotem do władzy PiS. Być może ten mechanizm ochronny zadziałał także tutaj.
- A może to przytomne reakcje premiera na kryzys. Uczy się na błędach poprzedników?
- W sprawach unikania odpowiedzialności i mydlenia oczu opinii publicznej jest bardzo pojętnym uczniem. W ogóle muszę przyznać, że problemy, które się ostatnio nawarstwiły, wprowadziły dużą mobilizację w centrum decyzyjnym PO. Jak się boją, potrafią coś zrobić. Szkoda, że jedynie dla siebie.
- A ma pan poczucie, że Prawo i Sprawiedliwość jako główna partia opozycyjna zrobiło wszystko, żeby tę aferę wyjaśnić?
- Wie pan, kiedy dzieje się coś tak skandalicznego i opozycja aktywnie dąży do wyjaśnienia sprawy, od razu pojawiają się głosy, że idziemy na łatwiznę: nie mamy żadnego pozytywnego programu, a chcemy tylko politycznie wykorzystać problemy rządzących. Już wielokrotnie spotkaliśmy się z takimi absurdalnymi zarzutami.
- I dlatego tym razem postanowiliście nie kopać leżącego i odpuścić?
- Ale co to znaczy odpuścić? Nie wiem, co mogliśmy jeszcze zrobić w tej sprawie. Pójść pod Sejm i demonstrować?
- Nie powiem, żebyście w sprawie afery taśmowej byli szczególnie dokuczliwi dla PO.
- Wielokrotnie organizowaliśmy konferencje i wypowiadaliśmy się na ten temat. Punktowaliśmy rządzących.
- No właśnie, na jednej z konferencji o taśmach Platformy prezes Kaczyński stwierdził, że afera w PSL jest ważna, ale Smoleńsk ważniejszy. Takimi reakcjami sami nie wyłączacie się z poważnej debaty?
- Już nie przesadzajmy. Jest jakiś szantaż smoleński, który polega na tym, że jeśli organizujemy konferencję prasową i mówimy na niej ponad pół godziny na jakiś temat, a wspomnimy coś na temat Smoleńska, niektóre media są oburzone, że znów powracamy do tego tematu.
- Dziennikarze bywają złośliwi, ale tu sami się podłożyliście.
- Nie znam tej wypowiedzi, więc nie będę się do niej odnosił, ale na pewno nie jest tak, że afera taśmowa jest dla nas drugorzędną sprawą. Uważam wręcz, że jest kluczowa. Obnaża bowiem bezczelny stosunek do państwa koalicji PO-PSL.
- Ale nie zabrakło wam przypadkiem pomysłu na polityczne wykorzystanie tej afery?
- Rzeczywiście, słyszałem takie opinie od kilku analityków. Musimy się nad tymi ocenami poważnie zastanowić, bo to kolejny tego typu sygnał. Twierdzenie, że to nieprawda, już nie wystarczy. Być może faktycznie za mało o tej aferze mówiliśmy. Może to był błąd.
- A może to nie był błąd, ale celowa zagrywka? Sami zapisaliście "piękną kartę" w kolesiostwie. Prof. Bartoszewski w 2006 roku z waszego nadania sprawował funkcję przewodniczącego rady nadzorczej PLL LOT, a historyk Sławomir Cenckiewicz w latach 2006-2008 był członkiem rady nadzorczej państwowej firmy Operator Logistyczny Paliw Płynnych.
- Udał się panu ten przykład z prof. Bartoszewskim (śmiech). A tak serio, to nie może być tak, że formacja polityczna, która rządzi, blokuje możliwości zatrudniania się swoich członków w różnych instytucjach. Niebezpieczna jest skala zjawiska, nepotyzm, brak kompetencji i ewentualne odprowadzanie pieniędzy do lokalnych komitetów w zamian za załatwienie stanowiska. Za czasów PiS skala była mniejsza, nepotyzm zwalczaliśmy, staraliśmy unikać się niekompetencji, a o odpłatności nominacji nie było w ogóle mowy.
- Nie potraficie jednak szybko reagować. Nawet Palikot przytomniej niż PiS odniósł się do afery taśmowej, żądając dymisji rządu.
- Z tego typu inicjatywami też nie przesadzajmy. Rzucenie pomysłu o odwołaniu rządu to zdecydowanie za mało. Wiadomo, że Palikot nie jest w stanie obalić koalicji. Nie ma w tym żadnego politycznego interesu. Poważny polityk powinien mówić o rzeczach, które może zrealizować. Palikot zwyczajnie poszedł za daleko.
- Wniosek PiS miałby szansę na realizację?
- Czy się to komuś podoba, czy nie, PiS jest obecnie jedyną alternatywą wobec PO. Mimo prób blokowania nas w większości mediów to najlepiej słyszalny głos opozycji. A to, że ktoś przed nami zgłosi jakiś projekt, nie oznacza, że coś z tego wynika.
- Załóżmy, że jesteście bardzo aktywni. Ale wasze notowania ani drgną.
- Będąc w opozycji realizujemy nasz program, w Sejmie zgłaszamy projekty naprawy państwa, walczymy o lepsze jutro dla Polaków, ale to nie musi od razu przekładać się na notowania. Okazuje się, że są jakieś inne czynniki, które wpływają na poparcie wyborców.
- Dlatego szukacie nowego otwarcia i rozpoczynacie na jesieni marsz ku politycznemu centrum?
- Mówimy tu o strategii politycznej, której szczegółów nie chcę na razie zdradzać.
- Ale chyba czas najwyższy poszerzyć spektrum wyborców?
- To zadanie, które staje się coraz bardziej pilną sprawą i PiS koncentruje teraz na tym swoje siły.
- Schowacie Antoniego Macierewicza, żeby nie denerwować potencjalnych wyborców, dla których Smoleńsk nie jest kwestią fundamentalną?
- O żadnych szczegółach nie mogę mówić. Niemniej uważam, że poseł Macierewicz wykonuje świetną pracę dla Polski i ma w tym pełne poparcie PiS. Wyjaśnienie okoliczności i przyczyn tragedii smoleńskiej pozostanie dla nas sprawą fundamentalną.
- Ale też blokuje otwarcie na nowych zwolenników.
- Pozostawię to bez komentarza.
- Będziecie chcieli się pokazać jako partia, która chce wnieść swój głos do debaty ekonomicznej?
- Była już jedna partia, która budowała swój program wyłącznie na kwestiach gospodarczych. To Kongres Liberalno-Demokratyczny i jak wszyscy wiemy, szybko zniknął ze sceny politycznej.
- Rozumiem, że nie chcecie podzielić losu tej partii, ale gospodarka jest teraz kluczową sprawą w debacie publicznej.
- Doskonale o tym wiemy i dlatego od dłuższego czasu mówimy o zagrożeniach, przedstawiamy recepty na wyjście z kryzysu.
- Nawet jeśli mówicie, to wasze pomysły ograniczają się do haseł typu "będziemy walczyć z bezrobociem". Cóż, nie wy jedni.
- Widzi pan, znowu rozbijamy się o kwestię przebijania się naszych pomysłów do świadomości opinii publicznej. Choć ciągle o tym mówimy, media nie chcą o tym informować. Niemniej na jesieni szykujemy kilka niespodzianek, które na pewno miło zaskoczą Polaków.
- Czyli?
- Nie mogę zepsuć dobrego smaku.
- Do tej pory PiS skupiał się na utwardzaniu swojego elektoratu, podnosząc radykalne hasła związane ze Smoleńskiem czy zaostrzaniem kar dla przestępców. Mówiło się, że to ze względu na odejście Zbigniewa Ziobry i chęć pokazania, że na prawicy nie ma alternatywy. Teraz Ziobro wam już nie zagraża i dlatego możecie wreszcie mówić o rzeczach ważnych dla każdego obywatela i wycofać się choćby z pomysłu przywrócenia kary śmierci?
- Nie zamierzamy się z niczego wycofywać, a już na pewno nie ze względu na Zbigniewa Ziobrę. Zresztą program PiS nie ma nic wspólnego z naszymi relacjami z Solidarną Polską.
- Ale miał, i teraz, kiedy wojna jest już wygrana, może pan coś powiedzieć?
- Solidarna Polska Ziobry jest martwym projektem, który dawno już stracił swoją dynamikę. Podejrzewam, że jeszcze jakiś czas będzie on dryfował po odmętach polskiej polityki i w końcu ostatecznie zatonie.
- Jak na tonący okręt politycy Solidarnej Polski nieźle utarli wam nosa. Wzywaliście ich do powrotu, a oni was nie posłuchali. Czuje pan upokorzenie?
- To żadne upokorzenie, a jedynie dowód na to, że politycy tej formacji podjęli decyzję o własnej marginalizacji. Tylko powrót do PiS mógłby im dać szansę na utrzymanie się w polityce.
Adam Lipiński. Wiceprezes PiS