"Super Express": - W rozmowie z "Super Expressem" pochwalił pan ministra Gowina za próby deregulacji zawodów. Tymczasem premier zapowiedział rozważenie jego przyszłości w rządzie. Po kilku dniach rozważań minister pozostał...
Prof. Leszek Balcerowicz: - Zapowiedzi rozliczania ministrów stały się okresową rozrywką w Polsce. Szczerze mówiąc, nie znam krajów zachodnich, w których urządzano by tego rodzaju igrzyska. Oczywiście prawem premiera jest zmiana składu rządu. Prawem opinii publicznej jest jednak ocena kryteriów zmian.
- Pojawiły się sugestie, że chodziło o lojalność...
- Te kryteria w kategorii zdrady, lojalności nie są najważniejsze. Podstawowym kryterium powinno być: czy minister wykonuje powierzone mu zadania? To można sprawdzić. Istnieją dokumenty, jak "plan działalności ministra". Czy na pewno ten minister, którego pozycję podważono, był tym, który powierzonych zadań nie wykonywał? W polskiej polityce toleruje się niestety kulturę nieodpowiedzialności.
- To znaczy?
- Weźmy sprawę LOT. To tylko jeden z przykładów, ale czy rozliczono ludzi, którzy byli odpowiedzialni za tę sytuację? Rząd tłumaczy, że próbowano prywatyzacji LOT i nie wyszła. Zapisano jednak, że po prywatyzacji rząd utrzyma ponad 50 proc. To nie jest nawet kwestia braku kompetencji, choć to często jest problem. Wiadomo było, że to nie wyjdzie. To często brak woli. Rząd powinien się koncentrować np. na naprawie finansów publicznych. Zamiast tego przygotowuje skok na oszczędności Polaków w OFE, przy nierzetelnej kampanii.
- Będzie kolejny skok na OFE?
- Rząd zgadza się utrzymywać przywileje wielu grup i musi szukać pieniędzy. Mamy sygnały, że będzie kolejny skok na składki OFE. Skok na OFE to rozwiązanie gorsze niż likwidacja choćby uprzywilejowanych emerytur górniczych. W pierwszej kampanii wokół OFE zalano opinię publiczną strumieniem nieprawdy. Teraz odbędzie się to pod hasłem "dobrowolności", przy rozwiązaniach prawnych, które tę "dobrowolność" wymuszą. Wie pan, na zasadzie dobrowolności działało też ORMO w PRL. Szykuje się też coś gorszego niż wcześniej. Rząd ma ochotę nie tylko na składki, które są na bieżąco przekazywane do OFE, ale również na oszczędności już w nich zgromadzone.
- Aleksander Łaszek, pański współpracownik z FOR, zwrócił uwagę, że Trybunał Konstytucyjny uznał, że rząd pod pewnymi warunkami może zmieniać sposób waloryzacji. Rząd może zatem przenieść pieniądze z OFE do ZUS i po jakimś czasie powiedzieć, że ze względu na sytuację budżetową jednak nie dotrzyma swoich obietnic emerytalnych...
- Pojawiła się propozycja stopniowego przeniesienia oszczędności z OFE do ZUS na 10 lat przed emeryturą. To de facto kolejna marginalizacja OFE. To może za jakiś czas rząd zaproponuje, by od razu gromadzić wszystko w ZUS? Co go powstrzyma? Trzeba temu przeciwdziałać. Pieniądze w ZUS, w przeciwieństwie do OFE, nie byłyby inwestowane. Od razu by je wydano. Dodatkowo jest to powiązane z brakiem reform. Skoro można zrobić skok na OFE i zdobyć tak duże pieniądze, to po co w ogóle reformować? Łatwiej zrobić kampanię o tym, jak złe są fundusze kapitałowe.
- Kiedy poprzednim razem rząd wziął się do OFE, obiecano, że nie będzie kolejnych kroków...
- Byłoby to złamanie danego słowa. Poprzednia kampania rządu była jednak pełna intelektualnych przekrętów. I będziemy na to reagować. Oczywiście ludziom sprzedadzą to tak, że to dla ich dobra. Są jednak inne niepokojące rzeczy.
- Takie jak?
- Przeanalizujmy, kiedy następują naciski premiera czy ministra finansów na Radę Polityki Pieniężnej? Podobnie jak analityków bankowych? Nie wtedy, gdy inflacja jest wyższa niż wyznaczony cel. Przez dwa lata była powyżej celu i nie było nacisków. Kiedy zarysowała się możliwość, że będzie niższa, to politycy nagle stali się aktywni. To, co niepokoi zwykłych ludzi w Polsce, jakoś polityków nie niepokoi. To co ludzie przyjmują jako dobre, jak niska inflacja, polityków niepokoi. Skąd ta asymetria zainteresowania?
- Skąd? Politycy działają w czyimś interesie?
- Proszę samemu sobie odpowiedzieć. Niższa inflacja jest dobra dla ubogich ludzi. Dla kogo korzystna jest wyższa? To asymetryczne podejście jest niebezpieczne dla naszego społeczeństwa. Rząd nie patrzy też w przyszłość, skupiając się na bieżących sprawach. Nie ma jednak dyskusji nad niemal pewnym zagrożeniem stałego, niskiego wzrostu gospodarczego w przyszłości. Jeżeli czegoś nie zrobimy, to grozi nam spadek liczby zatrudnionych związany z demografią. Przy braku zachęt do inwestycji wyłania się obraz trwałego spowolnienia, wolnej poprawy warunków życia.
- "Zielona wyspa" Donalda Tuska nieco zżółkła?
- "Zielona wyspa" była lipą. W polskim stylu, jak Somosierra. Co dalej? W dyskusjach politycznych nie ma dyskusji o przyszłości. Świadomość powagi zagrożenia wśród naszych decydentów jest niska.
- Jak niska?
- Zacytuję fragment wywiadu ministra gospodarki, wicepremiera Piechocińskiego. "Podstawy naszej gospodarki są zdrowe. Szkodzi nam kryzys światowy. Wszystkie zagrożenia są zewnętrzne". To jest diagnoza problemu!
- Kiedy mówił pan poprzednio o braku reform, politycy PO i Jan Krzysztof Bielecki odpowiadali panu, że bez sensu jest rzucać się na głęboką wodę i przegrać wybory po jednej kadencji. Lepiej zmieniać krok po kroku przez kilka kadencji. Co może pokazuje los premiera Montiego we Włoszech.
- Świetny ekonomista Luigi Zingales zwrócił uwagę, że Monti zrobił tak naprawdę jedną istotną reformę, emerytalną. Bardzo płytko zmienił rynek pracy. Do tego głównie podwyższał podatki i otoczył się osobami źle postrzeganymi publicznie. I rozczarowanie było olbrzymie. Nie twierdzę, że reformy nie są ryzykowne polityczne. Bywają. Ale wiele z nich wcale ryzykownych nie jest. Jednak oszukiwanie, że sytuacja gospodarcza jest dobra, choć perspektywy są fatalne, jest dużo bardziej ryzykowne. Ryzyko jest realne, a nie polityczne.
Prof. Leszek Balcerowicz
Ekonomista SGH, Forum Obyw. Rozwoju