Powiedzmy sobie wprost, ten serial jest bardziej żenujący niż wenezuelskie telenowele o miłości i zbrodni. Oto przewodniczący komisji Sebastian Karpiniuk (PO) przez kilkanaście minut poucza i strofuje zasiadającą w komisji posłankę Marzenę Wróbel (PiS), która zadaje serię obsesyjnych pytań mających za zadanie zdyskredytować Leppera. Problem z tym tasiemcem, przepraszam, komisją, polega na tym, że ja znam scenariusz zanim usiądę do oglądania. Bo zanim się wczoraj zaczęła transmisja, pomyślałem tak: Lepper, którego udało się skutecznie strącić ze sceny politycznej, będzie obwiniał potwory z Prawa i Sprawiedliwości, że intrygami zniszczyły mu karierę. Posłanka Wróbel i poseł Mularczyk (też PiS) będą Lepperowi wskazywać błędy w rozumowaniu, żądać twardych dowodów na tezy z kapelusza, a na końcu lekko wyśmiewać. Przy okazji - myślałem wciąż zanim zaczęła się relacja - pan poseł Karpiniuk będzie z panią poseł Wróbel toczył werbalne, puste boje o to, kto jest ważniejszy, mądrzejszy, bardziej przenikliwy, czyli o nic. Wczorajsze posiedzenie trwało kilka godzin. Po zakończeniu pomyślałem, że albo umiem przewidywać przyszłość, niestety, albo trzeba tę nikomu niepotrzebną komisję jakoś rozpędzić. Tylko nie wiem jak.
Żenada komisyjna
2009-09-10
4:00
Jak miliony Polaków oglądałem wczoraj telewizyjną relację z tak zwanej komisji do spraw nacisków. Przesłuchiwany był Andrzej Lepper. Niczego ważnego się nie dowiedziałem. Chyba że ktoś uzna za ważny stan psychiczny komisji.