Żenada komisyjna

2009-09-10 4:00

Jak miliony Polaków oglądałem wczoraj telewizyjną relację z tak zwanej komisji do spraw nacisków. Przesłuchiwany był Andrzej Lepper. Niczego ważnego się nie dowiedziałem. Chyba że ktoś uzna za ważny stan psychiczny komisji.

Powiedzmy sobie wprost, ten serial jest bardziej żenujący niż wenezuelskie telenowele o miłości i zbrodni. Oto przewodniczący komisji Sebastian Karpiniuk (PO) przez kilkanaście minut poucza i strofuje zasiadającą w komisji posłankę Marzenę Wróbel (PiS), która zadaje serię obsesyjnych pytań mających za zadanie zdyskredytować Leppera. Problem z tym tasiemcem, przepraszam, komisją, polega na tym, że ja znam scenariusz zanim usiądę do oglądania. Bo zanim się wczoraj zaczęła transmisja, pomyślałem tak: Lepper, którego udało się skutecznie strącić ze sceny politycznej, będzie obwiniał potwory z Prawa i Sprawiedliwości, że intrygami zniszczyły mu karierę. Posłanka Wróbel i poseł Mularczyk (też PiS) będą Lepperowi wskazywać błędy w rozumowaniu, żądać twardych dowodów na tezy z kapelusza, a na końcu lekko wyśmiewać. Przy okazji - myślałem wciąż zanim zaczęła się relacja - pan poseł Karpiniuk będzie z panią poseł Wróbel toczył werbalne, puste boje o to, kto jest ważniejszy, mądrzejszy, bardziej przenikliwy, czyli o nic. Wczorajsze posiedzenie trwało kilka godzin. Po zakończeniu pomyślałem, że albo umiem przewidywać przyszłość, niestety, albo trzeba tę nikomu niepotrzebną komisję jakoś rozpędzić. Tylko nie wiem jak.

Nasi Partnerzy polecają