Zdzisław Krasnodębski

i

Autor: East News

Zdzisław Krasnodębski: Gliński mnie nie chciał

2013-02-18 3:00

Profesor Krasnodębski o szansach powodzenia "Projektu Gliński"

"Super Express": - Na początku marca ma zmaterializować się konstruktywne wotum nieufności dla rządu PO-PSL. Prof. Gliński, którego PiS desygnowało do roli następcy Tuska, odkrywa karty i przedstawia ludzi, którzy mają z nim współpracować. W gronie ekspertów znaleźli się już profesorowie Modzelewski i Rybiński. Do tego zacnego grona nie chce dołączyć prof. Staniszkis. To duże osłabienie?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Nie wydaje mi się, żeby było to jakiekolwiek osłabienie inicjatywy prof. Glińskiego. Demokracja żyje też ze swobodnej dyskusji, więc jeśli pani prof. Staniszkis ma jakieś krytyczne uwagi, to powinna je zgłaszać.

- Jeśli pani profesor przyjęłaby propozycję pretendenta do stanowiska premiera, dałoby mu to większą siłę polityczną?

- Trudno powiedzieć. Zapewne byłoby lepiej, ale nie sądzę, żeby jej udział lub jego brak miał decydujący wpływ na powodzenie misji prof. Glińskiego. Choć bardzo cenię panią profesor i jej analizy, nie jest tak, że w swoich ocenach jest nieomylna. Nie wiem, co spowodowało, że nie włączyła się do grupy ekspertów prof. Glińskiego. Na pewno ma swoje powody.

- Skoro PiS zwracało się do prof. Staniszkis, zakładam, że przyszli także do pana i poprosili o pomoc. Zgodził się pan?

- Nikt się do mnie nie zwracał z taką prośbą. Nie byłem brany pod uwagę przy tworzeniu grupy ekspertów przy prof. Glińskim. Nie uważam zresztą, że wszyscy powinni być wszędzie.

- Umówmy się, że jest pan jedną z intelektualnych gwiazd sympatyzujących z PiS, więc trudno mi uwierzyć, że nikt nie składał panu propozycji współpracy i wsparcia swoim autorytetem tak ważnej dla PiS sprawy.

- Nie chodzi o wsparcie, bo tego profesorowi Glińskiemu jak najbardziej udzielam. Chodzi o bardzo konkretne osoby, które pracowałyby w jego zespole - głównie ekonomistów. Więc ja panu profesorowi nie byłem potrzebny. Poza tym, jak pan wie, wykładam na różnych uczelniach i nie jestem całkowicie mobilny.

- Panowie Rybiński i Modzelewski też wykładają i znaleźli czas, żeby pomóc obalić Donalda Tuska.

- Nie mieszkam na stałe w Polsce i przemieszczam się między różnymi krajami, dlatego byłoby mi trudno włączyć się w tę sprawę. Natomiast z dużą sympatią odnoszę się do inicjatywy prof. Glińskiego.

- Gdyby panu zaproponowali współpracę, to pan by się zgodził?

- Wbrew opinii, którą pan wygłosił, nie jestem bezpośrednio zaangażowany w życie partyjne PiS. Popieram tylko pewne idee, które ta formacja wspiera, a ja się pod nimi podpisuję. Niemniej, z panem prof. Glińskim będziemy współpracować i już szykujemy pewną inicjatywę społeczną, którą chcemy wyrazić nasze poparcie dla misji czekającej na pana profesora.

- Może pan się boi, że to misja straceńcza, nie chce pan swoim nazwiskiem jej firmować i wygodniej jest panu stać z boku?

- Ja akurat sam w sobie jestem straceńczy, więc o brak odwagi nie można mnie oskarżać. Nie chodzi też o prostą kalkulację. Jeśli bowiem kierowałbym się w życiu tym, co się opłaca, wspierałbym najpierw Unię Wolności, potem SLD, a teraz PO. Niemniej jeśli uznałbym, że jestem niezbędny panu prof. Glińskiemu, zaangażowałbym się w jego misję z całą mocą. Na razie chętnie będę ją wspierał w innych formach.

- A może dla pana przewidziano większą rolę do odegrania? Nie będzie pan rozmieniał się na drobne przy prof. Glińskim, ale czeka na pana stanowisko eksperta przy ewentualnym przyszłym rządzie Jarosława Kaczyńskiego?

- Nie sądzę. Wie pan, wbrew powszechnej opinii zajmuję się przede wszystkim działalnością naukową. Natomiast moje zaangażowanie społeczne, które zintensyfikowało się po 10 kwietnia, wynika z przekonania, że w Polsce źle się dzieje. Podobne motywy kierowały zresztą prof. Glińskim.

- Czy wierzy pan w to, że PiS uda się wygrać sejmowe głosowanie?

- Niestety, chyba nie. Oczywiście, dobrym sygnałem byłoby to, żeby chociaż kilku posłów z koalicji zagłosowało za prof. Glińskim. To pokaże, że nie chowają się za partią, ale odważnie potrafią stwierdzić, że sytuacja w kraju wymaga zmiany rządu.

- Szanuję arytmetykę sejmową i nie daję szans prof. Glińskiemu...

Jestem sceptykiem w tym sensie, że znam ludzką ułomność, więc zakładam, że pan redaktor ma rację i prof. Gliński jednak premierem nie zostanie. Natomiast uważam, że tę propozycję będzie należało ponowić za jakiś czas.

- I dalej lansować pana profesora na premiera?

-Pana prof. Glińskiego... Były też, jak pan wie, inne kandydatury.

- Czyli, cytując niemieckiego poetę Schillera, po głosowaniu prof. Gliński będzie mógł o sobie powiedzieć: "Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść"?

- Nie. Myślę, że dalej będzie aktywnie działał...

- Ale już nie jako kandydat na premiera?

-Niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, jak się będzie układać sytuacja.

Zdzisław Krasnodębski

Filozof i socjolog Uniwersytet w Bremie