Zdzisław Czarnecki

i

Autor: Maciek Jazwiecki / Agencja Gazeta Zdzisław Czarnecki

Zdzisław Czarnecki o proteście służb mundurowych: Chodzi o sprawy bytowe i godność

2018-10-03 5:00

Zdzisław Czarnecki z Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych o wczorajszym proteście w Warszawie.

„Super Express”: – Rozmawiamy w trakcie odbywającego się w Warszawie protestu służb mundurowych. O co walczą protestujący?
Zdzisław Czarnecki: – Po pierwsze chodzi o sprawy socjalne, czyli pensje. Po drugie o godność. Nie może być tak, że państwo polskie jednych wyróżnia, dając im przywileje, innych de facto poniża. I to poniża policjantów, którzy na co dzień walczą o nasze życie, faktycznie nas chronią. A wyróżnia tych, którzy wcale nie mają większego wpływu na nasze bezpieczeństwo. Tu chodzi konkretnie o niewspółmierne zarobki w Służbie Ochrony Państwa wobec innych służb.
– Ale przecież SOP powstała jako spadkobierca Biura Ochrony Rządu. To instytucja niezbędna dla bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie…
– I ja ich w żaden sposób nie deprecjonuję. Uważam, że są potrzebni. Jednak czym innym jest faktyczne ochranianie kogoś, a czym innym siedzenie w biurze przepustek. No nie może facet z biura przepustek zarabiać więcej niż dzielnicowy czy policjant narażający swoje życie. Mamy sytuację, w której facet z CBŚP, na co dzień narażający swoje życie, walcząc z najgorszą mafią przestępczą, zarabia gorzej niż pracownik biura analiz CBA. Podczas protestu rozmawiałem z młodymi policjantami. Widać ogromne rozgoryczenie. Oni są sfrustrowani. Dziś największą formacją mundurową jest policja. Policjantów jest więcej niż zawodowych żołnierzy. A zarabiają znacznie mniej. Podczas protestu zaskoczyła mnie i uderzyła jedna rzecz.
– Czyli?
– Dla młodych funkcjonariuszy pieniądze są oczywiście ważne, ale nie najważniejsze. Widać, że nie tylko o sprawy bytowe im chodzi. Jak się rozmawia ze zwykłymi policjantami, mówią ze smutkiem – najęliśmy się do służby, rozumiemy wszystko. Ale chcielibyśmy, żeby tę naszą służbę ktoś docenił. I jeszcze jedna rzecz – oni się bardzo boją upolitycznienia. Wiadomo, że ta polityka zawsze się przewijała, za każdej władzy, jaka by ona nie była. Jednak dawniej to polityka zaczynała się od komendanta w górę. Teraz upolitycznienie dotyka już dzielnicowych czy funkcjonariusza ruchu drogowego. Pod nieobecność komendanta jego obowiązki przejmuje dyżurny komendy. I musi odbierać telefony od polityków. Ci ludzie głośno tego nie mówią, ale się tego wstydzą.
– A jakie skutki przyniesie ten protest?
– Prawda jest taka, że pieniądze mogą wiele załatwić, przynajmniej złagodzić ból. Jednak – co mi się akurat podoba – jest w tych ludziach taka świadomość, że pieniądze nie są jedyne. Że liczy się też szacunek i godność. Myślę, że doszło do takiego momentu, że trzeba to rozwiązać systemowo. Bo jeżeli głównym kadrowym w policji jest nie komendant główny policji, ale wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński, to już świadczy, że jest poważny problem. Ja życzę moim kolegom, żeby zaczęli przychodzić do pracy normalnie, tak jak mówi policyjny statut. Jak mówi ustawa o policji. W ustawie jest zapisane, że za bezpieczeństwo w Polsce odpowiada komendant główny. Jego powinniśmy z tego rozliczać. Ale jeżeli komendant nie ma wiele do gadania, to dzieje się, jak się dzieje. I policjanci czują na plecach ogień. Wczoraj słuchałem tego, co mówią funkcjonariusze. I powiem, że było to przejmujące, ale też pokrzepiające. Bo w ogóle nie było tam polityków. Protestujący mówili w swoim imieniu. I tego powinni się dalej trzymać. Jestem z nimi całym sercem.
Rozmawiał Przemysław Harczuk