Kamila Biedrzycka: Lech Kołakowski opuszcza szeregi PiS i zapowiada powstanie nowego koła poselskiego. To początek końca rządów PiS czy dadzą radę rządzić mniejszościowo?
Bogdan Zdrojewski: Według mnie to jest początek utraty władzy przez Jarosława Kaczyńskiego i nad prezydentem i nad premierem i także nad Zbigniewem Ziobrą. Rozpada się koalicja, rozpada się też ten wspólny mianownik interesów PiS. On kulał już od pewnego czasu, natomiast w chwili obecnej widzimy poważny kryzys obozu władzy. Ten kryzys będzie postępował, ale nie wyciągałbym z tego wniosku, że za moment będziemy mieli przyspieszone wybory. Jestem przekonany, że rzeczywiście ta koalicja nie dotrwa do końca kadencji. Ale będzie się trzymała władzy na tyle, na ile jest jeszcze do tego zdolna. Rządząc nawet przez jakiś czas mniejszościowym składem będzie trzymała się władzy jak tylko długo będzie można.
- Kiedy patrzy pan na awanturę związaną ze wsparciem finansowym przygotowanym dla artystów przez pana następcę w fotelu ministra kultury to co pan sobie myśli? Kolejna wpadka PR-owa czy celowe podzielenie kolejnego środowiska?
- Myślę, że Gliński chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. Warto powiedzieć, że nie miał wcale mało czasu. Od marca minęło ponad pół roku, a formy pomocy są nadal niewystarczające. Instytucje zmagające się z pandemią są w stanie poważnego kryzysu, a większość artystów musi niestety wykonywać inne czynności, aby utrzymać swoje rodziny. Sytuacja jest naprawdę katastrofalna. Ale efekt jest taki jak pani wspomniała – skłócono artystów. Zastosowano bardzo prostacki algorytm, który spowodował wewnętrzne spory i żenujące dyskusje. Ja nie mam nic przeciwko – żeby była jasność – pomocy udzielanej Bednarkowi, Golec uOrkiestra czy teatrowi Krystyny Jandy. Ale uważam, że zastosowany mechanizm pominął tych, którzy naprawdę są poszkodowani i nie mogą związać końca z końcem w obecnej sytuacji pandemicznej. Świat kultury patrzy też na decyzje Mateusza Morawieckiego. Nie rozumie ich i ich nie akceptuje. Mieliśmy czas zamkniętych lasów i parków. Czas zamkniętych teatrów, ale otwartych stadionów – widać wyraźnie, że rząd rzuca się od ściany do ściany. Brakuje konsekwencji, adekwatności działań, rzetelności. Wszyscy liczyli na to, że tych 400 mln zostanie podzielonych tak, żeby złagodzić ten ból w świecie kultury. A tymczasem okazało się, że zastosowany mechanizm był dla wielu podmiotów i osób absolutnym szokiem.
- Zmarł popularny we Wrocławiu Henryk Gulbinowicz, któremu jeszcze przed śmiercią odebrano tytuł kardynalski w związku z zarzutami dotyczącymi zjawiska pedofilii w Kościele. Jego historia wpłynie na postępującą sekularyzację polskiego społeczeństwa?
- Pięć lat temu zapowiadałem, że władza tak bardzo zbliżając się do Kościoła ten Kościół zdewastuje. Nie spodziewałem się jednak, że sama instytucja będzie źródłem swoich własnych kłopotów. Kościół bardzo opieszale reaguje na sygnały pojawiające się ze strony dziennikarzy (…) znam osoby, które składały czołobitne honory Henrykowi Gulbinowiczowi, a teraz stoją na czele najbardziej agresywnych krytyków. Są też tacy, którzy zawsze byli w obozie krytykującym Kościół. Za decyzjami Watykanu zapewne stoją bardzo poważne zarzuty, ale ja ich nie znam. Więc swoje zarzuty formułuję niezwykle ostrożnie. Uważam, że byłoby lepiej żeby kardynał, jeszcze za życia, sam się zrzekł honorów i tytułów…
- ...ale do tego potrzeba autorefleksji, której w Kościele brakuje.
- Ma pani rację. I to jest dziś główny zarzut do Kościoła.