Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Zdaniem redaktora: Wściekłość PiS to dobra wiadomość dla demokracji

2016-04-28 7:30

Od pół roku słucham różnych histeryków, którzy wieszczą w Polsce koniec demokracji i triumfalny marsz pisowskiego totalitaryzmu. Owszem, rządzący potrafią zdemolować demokratyczne procedury, ale żeby od razu totalitaryzm? Czy nawet autorytaryzm? Cóż, plotki o śmierci polskiej demokracji są mocno przesadzone. Może stała się ona trochę bardziej ułomna niż zwykle, ale nawet jeśli PiS bardzo się stara, żeby podporządkować sobie każdy element państwa, to w zasadzie marnie mu to wychodzi.

Dowodów nie trzeba daleko szukać. Weźmy chociażby świeżą sprawę decyzji Sądu Najwyższego, by respektować wyroki Trybunału Konstytucyjnego nawet w momencie, kiedy odmówi tego mademoiselle Kempa. To samo zapowiadają już rządzone przez opozycję samorządy Warszawy, Łodzi czy Bydgoszczy. Nie byłoby bowiem tej wściekłości wylewającej się pisowcom uszami, gdyby ci nie zrozumieli, że ich rewolucja ma swoje ograniczenia. Tyle więc ich, co sobie pogadają. Macki wszechwładnego oberprezesa nie sięgają wszędzie i jakby się pisowscy nie dwoili i troili, to samorządy i sądownictwo w dużej mierze są na fumy rządzących uodpornione. A aż tak głupi w PiS nie są i otwartej wojny z tymi niezależnymi od jego woli instytucjami rozpoczynać nie będą. Taka wojna nie byłaby bowiem prawną przepychanką, ale krwawym konfliktem. Na to "sejmowa większość" sobie nie pozwoli.

Nie brakuje panikarzy, którzy już wieszczą, że w końcu PiS wyprowadzi na ulice wojsko i się ze wszystkimi niepokornymi rozprawi siłą. Szczerze? Już bardziej jestem sobie w stanie wyobrazić, że Antoni Macierewicz użyje armii przeciwko policji Mariusza Błaszczaka, żeby załatwić wewnątrzpisowskie porachunki. Kaczafi, mimo złośliwego przydomku łudząco podobnego do nazwiska pewnego śp. północnoafrykańskiego satrapy, zapędów do siłowych rozwiązań nie ma. Nie jest przecież politycznym samobójcą. On chce przy władzy trwać jak najdłużej. Nie będzie jej jednak utrwalał zamachem w stylu swojego idola Józefa Piłsudskiego. Nie te czasy, nie te okoliczności przyrody.

Owszem, będziemy przez najbliższe trzy lata żyli w rozchwianym państwie. Będziemy się irytować głupotami, które "obóz dobrej zmiany" wygaduje i wyprawia, ale potem możemy go sobie wymienić na inny. Bo wyborów przecież nikt nie ma zamiaru odwoływać. Chyba że czegoś nie dosłyszałem.

Zobacz także: Leszek Miller komentuje: Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe

Nasi Partnerzy polecają