mirosław skowron

i

Autor: "Super Express"

Zdaniem redaktora: Pomyłka czy dyktat?

2016-01-18 3:00

"Co ten PiS narobił" - słyszę po decyzji jednej z agencji obniżającej nam znienacka rating, co przekłada się na osłabienie złotego, droższe kredyty i ludzką złość. I im bardziej się sprawie przyglądam, tym bardziej się zastanawiam: czy na pewno PiS? Ekonomia dla zdecydowanej większości ludzi jest wiedzą tajemną. Wielu traktuje ją jak naukę ścisłą, choć w istocie jest ona bliższa socjologii lub psychologii.

Nie jestem ekonomistą, ale musiałem się nią bliżej zająć zawodowo, a także dlatego, że miała coraz większy wpływ na moje życie. I od tamtej pory nadziewam się co chwilę na nazwy kilku głównych agencji ratingowych i ich decyzje. I irytuję się, kiedy ludzie traktują je jak grono mędrców, którzy posiedli wiedzę niedostępną maluczkim. Tymczasem agencje ratingowe (jak S&P) to prywatne firmy, które oceniają, czy warto kupować papiery dłużne państw i firm, czy nie warto. Oceniają i często się mylą.

Agencje pomyliły się w ocenie Enronu w 2001 roku. Cztery dni przed bankructwem dawały mu świetny rating. Podobnie jak w 2008 roku, tuż przed krachem hipotecznym, doradzały kupowanie toksycznych papierów bądź oceniały, że Lehman Brothers jest wiarygodny (nie tylko on). Nie brak głosów ekspertów, że myliły się świadomie, zarabiając na tym miliardy.

Dziś mamy do wyboru jedno z dwojga - albo myli się agencja Standard & Poor's, albo mylą się wszystkie inne. Czy to, z czym mamy do czynienia, to spekulacja? Niekoniecznie. Czy żeby patrzeć na to podejrzliwie, trzeba być "pisowcem" lub wariatem wierzącym w spiski? Też nie. Przez szereg ostatnich lat "po pisowsku" myślały bowiem np. Komisja Europejska (kiedy oceny agencji dotknęły interesów Francji i UE, chcieli... zakazać działalności agencji ratingowych w Europie) albo Angela Merkel (kiedy dotknęły interesów Niemiec). Tym bardziej można się dziwić, jeżeli uzasadnienie obniżki wiarygodności jest wyłącznie polityczne. Jest nim majstrowanie przy instytucjach demokratycznych, choć z gospodarką nie mają one zbyt wiele wspólnego. Rynki demokrację mają zresztą gdzieś. Nie przeszkadzają im nawet krwawe dyktatury. Teksty o tym, że rząd PiS mógłby "zrobić coś, co zagrozi własności prywatnej", pozostawiam już lekarzom.

W wielu krajach (Wielka Brytania, USA, Niemcy) pojawiało się przy takich okazjach pytanie: czy rząd, podejmując decyzje, powinien się kierować tym, co uważa za słuszne dla obywateli, czy ewentualną histerią rynków finansowych? Oczywiście we współczesnym świecie reakcji rynków bagatelizować się nie da. Ich błędne decyzje można jednak przeżyć.

Zobacz także: Przemysław Harczuk: "Zestefanieli". Ale to już nie jest śmieszne