I nagle bach, dwoma listami w ministra. I to jakiego ministra! Na dokładkę kiedy MON na odczepnego wysłał jakieś odpowiedzi, żeby nieco nudząca się Kancelaria Prezydenta miała coś do poczytania, prezydent ogłosił, że jego to nie satysfakcjonuje.
Nic dziwnego, że od razu zaczęto plotkować o tym, że Macierewicz jest na wylocie. Że jego pozycja nie jest już aż tak silna, skoro prezydent uznał, że można go zaatakować. Że właściwie się skończył i niedługo zaatakuje go może nawet minister Szyszko. Plotki podsyciły dodatkowo częstsze niż wcześniej wypowiedzi różnych polityków o tym, że... Bartłomiej Misiewicz musi odejść i jest skończony także.
Sytuacja, w której barometrem pozycji ministra jest śmiałość wypowiedzi innych polityków na temat jego asystenta, jest nieco zabawna, ale polska polityka przyzwyczaiła nas nie do takich rzeczy. PiS ma rację, twierdząc, że takich "Misiewiczów" było wcześniej bez liku. W Sejmie funkcjonuje dziś nawet cała partia złożona głównie z byłych "Misiewiczów" z lat 90. i 2000. Misiewiczowi nowemu trzeba jednak oddać to, że jest tabloidowo bardziej malowniczy niż wielu jego poprzedników. Mnie na przykład najbardziej zaintrygowały informacje, że na zakrapianych imprezach potrafi podrywać dziewczyny "na wojsko". Jako cywil. Mocno intrygujące, bo niby jak miałoby to wyglądać? Stawia się drinka i mówi: "chodź mała, wypolerujesz mi pagony"? "Chodź, pobawimy się moim medalem"?
Wracając do najnowszej wojenki na górze, wszystko oczywiście zakończy się tak jak zawsze. Jednym rozkazem prezesa PiS. A tym, którzy położyli na Macierewiczu krzyżyk, mogę jednak tylko przypomnieć, że o tym, że jest na wylocie i już "się skończył", mówi się od 1992 roku. Przez wszystkie te lata jeszcze bardziej "skończył się" od niego chyba tylko... Jarosław Kaczyński.
Zobacz: Dr Marek Migalski ocenia: Prawo i Sprawiedliwość obraziło Europę