Dlatego zupełnie niepotrzebnie zajmujemy się sprawami, którymi od dawna nie powinniśmy się zajmować. Gdyby po 1989 roku komunistycznych oprawców nie nazywano "ludźmi honoru" i nie traktowano ich z szacunkiem, tylko ze sprawiedliwą surowością prawa, na którą zasłużyli, dziś nasza sytuacja byłaby zupełnie inna. Gdyby komunizm i komuniści zostali potępieni, tak jak potępieni zostali inni wielcy zbrodniarze - naziści, dziś nasza sytuacja byłaby inna. Gdyby sprawnie funkcjonujące do dziś ośrodki propagandy nie zakłamywały, nie relatywizowały prostych prawd, dziś nasza sytuacja byłaby inna. Komunistów należało w Polsce osądzić, skazać i zabrać im wszelkie przywileje. Niestety, Polacy na fali euforii odzyskania wolności po 1989 r. dali się ograć komunistom i dają się ogrywać dalej. Nie zrobiliśmy czegoś ważnego, nie daliśmy dojść do głosu sprawiedliwości, a konsekwencje tego ponosimy do dziś.
Cała awantura z "biednym uroczym staruszkiem" Baumanem jest także konsekwencją tego zaniedbania. Gdyby hierarchia historycznych wartości została jasno uporządkowana, zapewne nikomu nie przyszłoby do głowy zapraszanie byłego wieloletniego komunisty z haniebnego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego na jakąkolwiek uczelnię w roli autorytetu. Bojówki narodowców i kibiców nie wykrzykiwałyby na uniwersytecie swoich wrogich haseł, a polscy ministrowie nie musieliby robić z siebie pośmiewiska, stając w obronie człowieka, który nie ma zamiaru przepraszać za swoją obrzydliwą przeszłość. To zdumiewający i zasmucający paradoks, że do szerokiej opinii publicznej dopiero teraz, po awanturze narodowców, zaczynają docierać fakty o "autorytecie" hołubionym przez naszą władzę. A sprawa jest i była prosta, komunizm był równie zbrodniczą ideologią co nazizm. A komuniści, nie tylko z KBW, byli zbrodniarzami. Proste.