Mamy tysiące bunkrów i schronów. Przez Polskę biegnie linia Mołotowa zbudowana przez Rosjan i Międzyrzecki Rejon Umocniony, tworzony przez Niemców „od przedwojny” do roku 1944, by chronić wschodnią granicę Rzeszy. Dzisiaj kusi turystów długą trasą podziemną. Chcący odetchnąć zatęchłym powietrzem pokonują ją oszołomieni rozmachem niedokończonego przedsięwzięcia.
Słynnym pruskim zespołem fortyfikacyjnym jest Twierdza Świnoujście: trzy solidne forty wzniesione w XIX w. Z kolei kwatery dowództwa Rzeszy w Mamerkach zbudowano na rozkaz Hitlera niedaleko Wilczego Szańca. Mazurskie lasy, kryjące bunkry dla 1500 oficerów, szumią o tym, że w jednym z nich ukryto Bursztynową Komnatę.
Tajne i ściśle strzeżone
Linia Mołotowa to pas umocnień na granicy ZSRR z III Rzeszą, utworzony po tzw. IV rozbiorze Polski 17 września 1939 r. Do realizacji gigantycznego przedsięwzięcia budowlanego, na które składało się 1900 obiektów, Rosjanie wykorzystywali miejscowych budowniczych.
Podborsko niedaleko Kołobrzegu ma własny schron przeciwatomowy. Powstał w latach 60. w ramach tajnej operacji „Zamierzenie 3000”. Był magazynem broni atomowej. Ściśle strzeżonym i ściśle tajnym. Niektóre z tajnych fortyfikacji są ukryte pod Ziemią. Z takich podziemnych cudów techniki słyną Góry Sowie. Niemcy zbudowali w nich, wykorzystując więźniów obozów koncentracyjnych, kilka ogromnych kompleksów. To m.in. Włodarz, Olbrzym (Riese) i nie do końca spenetrowane podziemia zamku Książ. Przeznaczenie pięciu olbrzymich mrocznych tuneli, wyposażonych w instalację elektryczną, pozostaje zagadką. Mówi się o nich jako o magazynach dla pocisków rakietowych V2, ale nie milkną też teorie o związkach z Wunderwaffe, cudowną bronią nazistów.
Napoleoński rozmach
Twierdzę Modlin, leżącą niedaleko Warszawy zaprojektował Napoleon Bonaparte. Jego projektu są również wchodzące w skład kompleksu koszary długości 2,25 km, będące najdłuższym budynkiem w Europie. Modlin bronił się podczas wojen napoleońskich w 1813 roku, w trakcie powstania styczniowego w roku 1831, I wojny światowej (1915), ale także w kampanii wrześniowej (1939). Twierdza Modlin, zdolna pomieścić 60 tys. ludzi jest większa, i to znacznie, np. od Malborka.
Bunkry na Półwyspie Helskim powstawały w Polsce międzywojennej, w czasie II wojny, jak i po niej. To Ignacy Mościcki, prezydent Polski, ustanowił na Półwyspie Helskim w 1936 r. Rejon Umocniony Hel. Realizacja zamysłu wiązała się nie tylko z budową bunkrów, ale linii kolejowej i portu. Niemcy swoje nadmorskie bunkry zbudowali na wyspie Wolin. Znajdują się tam także tunele - pozostałości częściowo wysadzonej Baterii Vineta, tworzące podziemne miasto.
Wymienienie wszystkich twierdz i skupisk bunkrów i schronów w Polsce nie pozwoliłoby na opisanie największej betonowej gwiazdy z żelaznym zbrojeniem: Wilczego Szańca – tajnej kwatery Hitlera, w której spędził 800 dni, i gdzie nieomal nie zginął.
Luksusowy pobyt Hitlera
Ruiny schronów tak wielkich, że przypominają zburzone miasto tytanów, znajdują się w mazurskiej miejscowości Gierłoż koło Kętrzyna. 250 ha hitlerowskiej pychy kosztującej 36 mln. marek. Kompleks spełniłby swoją rolę i bez architektonicznej przesady. Adolf H. przeżyłby wygodnie 800 dni, które spędził w tutejszej kwaterze, także gdyby była dużo skromniejsza. Wzniesiono ją z takim rozmachem, jakby miała służyć nadludziom. Tutejsze ruiny, zwały zbrojonego betonu, przesunięte przez wybuch ściany o nieludzkiej skali, przypominają ruiny miasta Majów. Nawet zieleń porasta je, pożera z takim samym apetytem, z jakim dżungla wchłania świątynie Jukatanu. Jak niesie wieść paranormalna, w Gierłoży znajduje się węzeł tajemniczych energii kosmicznych. I rzekomo z tej przyczyny Hitler wskazał Görlitz (Gierłoż) jako najodpowiedniejsze dla wzniesienia super kwatery i całej pancernej masy bunkrów, schronów i innych budynków, np. gigantycznego baraku narad, w którym 20 lipca 1944 r. Claus Schenk hrabia von Stauffenberg dokonał nieudanego zamachu na wodza. Najbardziej zawiedzionym człowiekiem po nieudanym spisku nie był jego inicjator, ale Paul Joseph Goebbels, minister propagandy i oświecenia publicznego, członek ścisłego kierownictwa partii narodowosocjalistycznej. „To niepojęte – stwierdził po zamachu w Wilczym Szańcu, mając na myśli Stauffenberga – że człowiek takiego formatu zadał się z taką bandą idiotów”. Zarówno człowieka wielkiego formatu”, jak i „bandę idiotów”, stracono.
Żeby nie pozostał ślad
Reichsführer Himmler kazał pochować Clausa Schenka hrabię von Stauffenberga natychmiast po egzekucji, czym uchybił administracyjnym procedurom swojej biurokratycznej ojczyzny. W rezultacie ciała ekshumowano następnego dnia po pochówku, dokonano ich formalnej identyfikacji, zaprotokołowano dane wraz z przyczyną zgonu. Himmler, który miewał przypływy wściekłości, właśnie w takim momencie wydał rozkaz spalenia ciał, razem z Krzyżami Rycerskimi przypiętymi do mundurów, a spopielone resztki kazał rozsypać daleko od miasta, żeby nikt nie dowiedział się gdzie. Reichsführer miał ideę, aby po tych, którzy występują przeciw Führerowi i państwu nie pozostał żaden ślad. Zgładzono wtedy co najmniej 200 uczestników spisku. Inni uprzedzili egzekucję, popełniając samobójstwo.
Wracając do baraku narad
Wracając do sali narad, w której dokonano zamachu, i w której Hitlerowi nic się nie stało, choć innym urwało głowy. Betonowy szkielet prostokątnego, wysokiego na trzy piętra baraku, w którym się mieściła, przypomina megalityczne budowle sprzed tysięcy lat. Bunkry Wilczego Szańca są tak potężne, że wydaje się niezwykłe nawet to, że jakiś wybuch zdołał je poprzemieszczać, naruszyć ich monstrualną, monumentalną geometrię. W tym ukrytym kompleksie, bazie głównodowodzącego, kwaterze wodza, pracowało dla niego ponad 2 tys. osób. Sekretarek, stenotypistek, archiwistów, szyfrantów, tłumaczy, kucharzy, dietetyków, rehabilitantów, lekarzy, pielęgniarek, a nade wszystko oficerów: najwierniejszych, najlepiej wyszkolonych, z pasją niszczenia i pomysłami służącymi realizacji tej namiętności. Najżarliwsi wyznawcy, jak Himmler czy Göring, mieli w okolicy własne kwatery. Abwehra czuwała w pobliskich Mikołajkach. Właśnie ruszał atak Niemiec na Związek Radziecki (czerwiec 1941 r.), kiedy Hitler z obstawą wyruszył do swojego Wolfsschanze. W listopadzie 1944 roku Wilczy Szaniec stał się niewystarczającą ochroną dla wodza, wobec Rosjan nadciągających ze wschodu. Hitler wyjechał więc pociągiem do Berlina, uwożąc pośród wspomnień przygód, jakie przeżył w szańcu, swoje cudowne ocalenie.
Dynamit na szaniec
Mimo sytuacji na froncie wschodnim, dowództwo, które także wyniosło się z mazurskich betonowych kwater, było dobrej myśli. Rozkaz wysadzenia Wilczego Szańca w powietrze wydano niemieckim saperom dopiero w styczniu 1945 roku, kiedy Armia Radziecka dotarła do Węgorzewa, leżącego rzut granatem od Gierłoży. Na potężne bunkry wydano wyrok. W ręce przeciwnika nie mogła wpaść tak luksusowa kwatera wzniesiona nadludzkim wysiłkiem. Każdy z potężnych bunkrów wyładowano więc ośmioma tonami materiałów wybuchowych. Eksplozje przemieściły i i miejscami zdruzgotały betonowe ściany, przeważnie trzymetrowej, lub większej grubości: strop kwatery Hitlera miał 8 m. Te kolosalne, ponadludzkie ruiny „hitlerische Wolfsschanze” przetrwają wszystko. Będą tu dłużej niż las, który je dzisiaj porasta. I dłużej może niż kraj, w którym przy okazji różnych wojen, zbrojeń i rozgrywek militarnych bunkrowano się solidnie i chowano w schronach.