Uważam jednocześnie, że prawo do ochrony dobrego imienia nie oznacza prawa do wzbogacania się kosztem tych, którzy to dobre imię naruszają. Ani prawa do tego, by w imię zemsty doprowadzać pozwanych do finansowej ruiny. Jestem zwolennikiem surowych kar, ale kary muszą być adekwatne do winy. Orzeczenia sądów w procesach cywilnych mają zaś służyć naprawieniu krzywdy i zadośćuczynieniu, a nie zastraszaniu i tłumieniu wolności słowa.Cenię wolność prasy i uznaję jej prawo do krytyki. Także gdy dotyczy mnie samego. Ale ochrona przed naruszeniami wolności słowa nie może prowadzić do likwidacji tej wolności. Sądy nie są od cenzury. Nie powinny ferować wyroków, które odstraszają dziennikarzy przed publikacją krytycznych materiałów. Wyroków, które skazują na plajtę osoby, gazety i całe wydawnictwa. Koszty publikacji sprostowań albo przeprosin bywają jeszcze bardziej dolegliwe niż same odszkodowania. To ukryta forma kary. Choć nieprzeliczona w wyroku na pieniądze, to często najbardziej kosztowna i represyjna. Prowadząca w skrajnych sytuacjach do konfiskaty całego majątku.
To przykry paradoks, że prawo nie pozwala na odebranie majątku przestępcy, który dorobił się na kradzieży, handlu narkotykami czy oszustwach, ale dopuszcza pozbawienie dorobku całego życia kogoś, kto zawinił jednym tekstem albo słowem. Jedno i drugie zamierzam zmienić. Przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt zakłada konfiskatę majątków zdobytych w przestępczy sposób, nawet jeśli zostały przepisane na inną osobę. A jednocześnie planuję wprowadzenie ograniczeń w przypadku odszkodowań i zadośćuczynień orzekanych w procesach cywilnych. Tak, by nie prowadziły do faktycznej konfiskaty majątków ani finansowej ruiny wydawnictw. Żeby nie były metodą na zastraszanie dziennikarzy.
To mój obowiązek. Żeby wymiar sprawiedliwości był naprawdę sprawiedliwy.