Zbigniew Ćwiąkalski dla Super Expressu: Nie majstrować przy Trybunale

2015-06-01 4:00

- Nie mam nic przeciwko temu, by do Trybunału Konstytucyjnego trafił magister prawa, który przez dziesięć lat pracował w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Zdecydowanie gorzej oceniałbym sytuację, w której w TK znaleźliby się byli posłowie czy działacze partyjni, których doświadczenie polega tylko na tym, że pracowali przez dziesięć lat w urzędzie gminy - kometuje Zbigniew Ćwiąkalski.

"Super Express": - Przygotowywane są zmiany w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym, tak by jeszcze w tej kadencji móc mianować nowych sędziów TK. Czy nie jest to próba obsadzenia trybunału "swoimi"? W dodatku w sytuacji, gdy zmienia się prezydent, a Platforma Obywatelska może jesienią stracić władzę?

Zbigniew Ćwiąkalski: - Po pierwsze - projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym do Sejmu trafił już dawno. Nie znalazł się tam zaraz po wyborach prezydenckich. Poza tym nawet gdyby tak było, wynik wyborów nie powinien skutkować zawieszeniem pracy parlamentu. Sejm ma obowiązek działać do końca kadencji, za to przecież płacimy posłom z naszych podatków.

- Kontrowersji jest jednak wiele. Chociażby przepis mówiący o tym, że aby zostać sędzią Trybunału Konstytucyjnego, wystarczy być magistrem prawa i mieć dziesięć lat praktyki w instytucji stanowiącej prawo. To chyba jednoznaczna furtka dla mianowania sędziami TK posłów czy urzędników?

- Wszystko zależy od tego, jak proponowane zmiany będą wyglądać w praktyce. Sam tytuł naukowy magistra czy doktora niczego tu nie przesądza. Nie mam nic przeciwko temu, by do Trybunału Konstytucyjnego trafił magister prawa, który przez dziesięć lat pracował w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Zdecydowanie gorzej oceniałbym sytuację, w której w TK znaleźliby się byli posłowie czy działacze partyjni, których doświadczenie polega tylko na tym, że pracowali przez dziesięć lat w urzędzie gminy. To byłoby już niebezpieczne.

- Najwięcej kontrowersji wzbudza jednak przepis mówiący o tym, że Trybunał Konstytucyjny na wniosek marszałka Sejmu miałby prawo do "zawieszenia" prezydenta. Na czym miałoby to polegać?

- Nie słyszałem, by taki zapis znalazł się w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym. W ogóle nie wiem, na czym miałoby to polegać. Kompetencje, uprawnienia prezydenta czy ogłoszenie ewentualnej niezdolności do sprawowania funkcji głowy państwa są przecież precyzyjnie opisane w konstytucji.

- Politycy PO i przychylne im media wielokrotnie straszyli, że gdy Prawo i Sprawiedliwość przejmie władzę, będzie robić to samo co Viktor Orban na Węgrzech. Tymczasem to PO wprowadza zmiany w Trybunale Konstytucyjnym podobne do tych, jakie rząd Orbana wprowadził na Węgrzech. Ze strachu przed PiS?

- Jak powiedziałem, prace nad projektem trwały na długo przed wyborami prezydenckimi, nie sądzę, by miało to coś wspólnego z ewentualną wygraną PiS. Natomiast na pewno przeciwny byłbym temu, by zmieniać konstytucję czy ustawę tylko dlatego, że spodziewamy się, że jakaś partia wygra w przyszłości wybory parlamentarne.

- Platforma Obywatelska zarzucała Prawu i Sprawiedliwości, że partia ta, gdy rządziła, wręcz "wprowadzała dyktaturę", czego przejawem miała być próba wpływania na Trybunał Konstytucyjny. Teraz sami chcą robić to, co wtedy krytykowali?

- Pamiętam lata 2005-2007, gdy proponowano zmiany przyśpieszające działanie Trybunału Konstytucyjnego. Intencja była słuszna. Problem w tym, że zmiany w proponowanej przez PiS formie spowodowałyby całkowity paraliż pracy trybunału. Stąd na ówczesny rząd spadła fala zasłużonej krytyki.

- Intencja słuszna, czyli zmiany w TK są potrzebne?

- Fatalnie ocenić należy to, że niektóre sprawy w Trybunale Konstytucyjnym na rozstrzygnięcie czekają po 2-3 lata. To trzeba zmienić i przyśpieszanie prac trybunału jest pożądane. Generalnie jestem jednak przeciwny majstrowaniu przy ustawie o TK w sposób, który ma jakikolwiek podtekst polityczny.

Zobacz też: Duda odebrał akt wyboru na prezydenta!