Czterem członkom zarządu PKP, w tym byłemu już prezesowi Mirosławowi P. (59 l.), prokuratura postawiła zarzuty dotyczące karalnej niegospodarności i nieumyślnego wyrządzenia szkody w mieniu spółki, za co grozi do 3 lat więzienia. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa poinformowało w piątek o dymisji zarządu. - Sprawa przejrzystości funkcjonowania podległych spółek jest dla nas fundamentalna, a kwestia praworządności nie podlega żadnym negocjacjom - tłumaczył szef resortu Andrzej Adamczyk (58 l.). Nowym prezesem został Krzysztof Mamiński (60 l.).
Wszystko zaczęło się przed lipcowymi Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie. Wówczas zarząd PKP zawarł z jedną ze spółek umowę dotyczącą profilaktyki zagrożeń terroryzmem bombowym na dworcach. Zlecenie warte było niemal 2 mln złotych. Jak później ujawniła "Gazeta Wyborcza", na czele firmy, która je otrzymała, stał wspólnik w interesach ówczesnych szefów BOR i Agencji Wywiadu. PKP twierdziło wówczas, że to przypadek, ale sprawie zaczęli przyglądać się śledczy. W czwartek CBA zatrzymało pięć osób, w tym dyrektora biura bezpieczeństwa PKP i oficera BOR. Byli zaś członkowie zarządu wydali specjalne oświadczenie. "W naszej ocenie stawiane zarzuty pozbawione są podstaw faktycznych i prawnych" - czytamy. Prokuratura jest innego zdania. - Podejrzani nie zweryfikowali rzeczywistych potrzeb spółki i konieczności zawarcia umowy, jak również nie przeprowadzili ani nie zlecili analizy rynku w powyższym zakresie - mówił rzecznik prokuratury Michał Dziekański (41 l.).