"Super Express": - Ołeh Babajew, mer Krzemieńczuka, został zamordowany przed własnym domem. Andrij Sadowy, mer Lwowa, uniknął śmierci, bo był poza domem, który ostrzelano z broni przeciwpancernej. Co się dzieje?
Witalij Portnikow: - Otóż z grubsza ludzie przypuszczają co i to właśnie budzi zaniepokojenie. Najbardziej prawdopodobna teoria, choć są też inne, mówi, że im bliżej ukraińskie władze są końca operacji antyterrorystycznej w Donbasie, tym częściej Rosjanie i ich agentura próbują różnych innych form destabilizacji. Nie chcę brzmieć jak twórca tanich powieści szpiegowskich, ale u nas to niestety rzeczywistość. Rosja przeszła do kolejnej fazy działań mających rozbić nasz kraj i wprowadzić w nim chaos.
- Kim byli i są politycy, na których dokonano zamachów?
- To nieco różne postaci, ale wiele je łączyło. Sadowy ze Lwowa to politycznie ciekawa postać. Nie tak dawno stworzył własną partię, która zanotowała niezły wynik w lokalnych wyborach do samorządu... w Kijowie! Był jednoznacznie zwolennikiem zmian, które zapoczątkowały protesty na Majdanie. Babajew uchodził zaś za zwolennika Majdanu, wspierał wyjazdy na protesty do Kijowa. I ich postaci wyrastały ponad lokalne znaczenie.
- Wszyscy Polacy kojarzą Lwów, ale powiedzmy coś o Krzemieńczuku.
- To duże, ćwierćmilionowe miasto przemysłowe, gospodarcze centrum obwodu połtawskiego. Połtawa jest historyczną stolicą tego regionu, a Krzemieńczuk - ekonomiczną. Pozycja mera w tym mieście jest więc istotna. Nie tak istotna, jak mera Lwowa, który jest miastem trzykrotnie większym, ale jednak spora. Zamachy na ważne postacie życia publicznego, przedstawicieli władz, działaczy społecznych, a nawet dyplomatów to pewna norma polityki rosyjskiej, podparta ich tradycją. Co było pierwszym krokiem mających umocnić władzę bolszewików i Lenina w Moskwie?
- Czystki wewnętrzne?
- To też, ale najpierw zamach na niemieckiego ambasadora von Mirbach-Harffa w 1918 roku. I od tamtej pory te metody przechodziły jakiś lifting, ale ich sedno jest to samo.
- Wspominał pan o innych teoriach tłumaczących te zamachy...
- Jedna z teorii wiąże je z grupami przestępczymi, które mają teraz interes wspólny z Rosjanami. Odnosi się to głównie do Krzemieńczuka, ale też w jakiejś mierze do Lwowa. Te grupy są zainteresowane tym, żeby pewne zmiany, które przeprowadzano już pod nowymi władzami, zostały natychmiast przerwane. Te zamachy mogłyby w tej sytuacji odgrywać rolę sygnałów ostrzegawczych dla nowych, ukraińskich władz, że nie warto zmieniać zbyt wiele. Niezbyt do mnie przemawia jako wyjaśnienie tych zamachów, ale jest brana pod uwagę.
- W rosyjskich mediach widziałem też kolejną teorię sugerującą, że to wina bałaganu w ukraińskich służbach i policji.
- Tak, w niej pojawia się od razu komentarz, że skoro te służby nie potrafiły zabezpieczyć istotnych postaci naszego życia publicznego, zatem na pewno nie będą umiały zabezpieczyć życia zwykłych obywateli. Ten głos pojawia się jednak głównie z Rosji bądź ze strony ludzi, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że Ukraina jest na szczęście nieco inna od pozostałych państw, które powstały po rozpadzie ZSRR.
- W jakim sensie inna?
- Rosjanie czy Azerowie nie wyobrażają sobie, by merowie czy prezydenci miast mogli być z grubsza normalnymi ludźmi. Pisali do mnie: jak to jest, że mer Krzemieńczuka sam wyrzucał śmieci! Właśnie wtedy został zabity. Nie byli mi w stanie uwierzyć, że na Ukrainie, tak jak w krajach UE, mer miasta może być spotkany na ulicy, na rynku. Sam spotykałem mera Lwowa w centrum miasta, z dziećmi na spacerze. Im wydaje się to jednak niemożliwe, bo mer Moskwy, St. Petersburga czy Baku porusza się w kolumnie ochroniarzy, niemal niedostępny dla obywateli. W Rosji szansa na kontakt zwykłych ludzi z takimi politykami jest znikoma.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail