"Super Express": - Ma pan swoje podejrzenia, kto stoi za zamachem w Bostonie?
Gen. Roman Polko: - Ktokolwiek by to był, trzeba jasno powiedzieć, że wygrywa na tym Al-Kaida.
- W jakim sensie?
- W takim, że ktokolwiek by stał za wybuchami w Bostonie, inspirację czerpał z działań islamskich fundamentalistów. Wszelkiego rodzaju frustraci przyjęli ich metody działania i sieją chaos i panikę w społeczeństwie. Islamiści nie muszą brać na siebie ciężaru organizacji kolejnych zamachów, bo robią to za nich inni.
- Niektórych dziwi pewna amatorszczyzna tego zamachu i stawiają tezę, że może to być po prostu zmyłka. Zgadza się pan z taką interpretacją?
- Nie, idzie ona zbyt daleko. Osoba, która za tym stoi, chciała zasiać w społeczeństwie amerykańskim ziarno niepewności co do bezpieczeństwa i działała wszelkimi możliwymi środkami, aby ten cel osiągnąć. A że miała ona pod ręką takie, a nie inne materiały, to może skala jest mniejsza, ale efekt psychologiczny taki sam jak w przypadku profesjonalnej roboty terrorystycznej.
- Patrząc na skalę zamachu i sposób jego przygotowania, można stwierdzić, czy stał za nim szaleniec, czy zorganizowana grupa?
- Wydaje się, że w najlepszym razie była to niewielka grupa amatorów, ale nawet amatorzy potrafią pokazać, że nigdzie nie można czuć się bezpiecznie. O to sprawcy, lub sprawcom, chodziło.
- Jak mogło do tego dojść w kraju, który ma bodaj najlepszy system walki z terroryzmem na świecie?
- Mówiąc uczciwie, komuś taki atak zawsze się uda. Nawet najszczelniejszy system ma swoje luki, które prędzej czy później ktoś znajdzie. Tym bardziej na takim wydarzeniu jak bieg maratoński. To niezwykle trudny teren do ochrony i jeden sprytniejszy szaleniec może to wykorzystać. W Bostonie się to udało. Zresztą każda impreza masowa jest takim zamachem zagrożona. To tzw. miękkie cele, których pomimo podejmowanych środków nie uda się w pełni zabezpieczyć.
- Wydaje się panu, że wobec wydarzeń w Bostonie czeka nas powrót fali terroryzmu i psychozy strachu, która jeszcze kilka lat temu na co dzień nam towarzyszyła?
- Żyjemy w świecie, gdzie terroryzm stał się codziennością i, jakkolwiek by boleśnie to zabrzmiało, musimy się do niego przyzwyczaić. Jedyną skuteczną metodą, żeby się mu przeciwstawić, jest nieuleganie psychozom. Terrorystom tylko o to chodzi. Nie można im dawać satysfakcji, że udało im się zastraszyć społeczeństwo.
- To jeszcze na koniec zapytam o ministrów Gowina i Grasia, którzy mówiąc o zagrożeniu terrorystycznym w Polsce, przekonywali, że żyjemy w najbezpieczniejszym kraju świata. Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie, słuchając ich. Podziela pan dobre samopoczucie ministrów?
- Słyszałem też wazeliniarzy, którzy twierdzili, że terroryści bali się przyjechać do Polski w 2012 roku na EURO, ponieważ byliśmy tak świetnie zabezpieczeni i wiedzieli, że nie mają szans. Szkoda, że nie padło zdanie, że Amerykanie powinni przyjeżdżać do Polski i uczyć się, jak się ochronić przed terroryzmem. Prawda jest taka, że, całe szczęście, nadal nie jesteśmy na celowniku terrorystów, bo ci wolą zaatakować bardziej spektakularne cele, jak choćby Stany Zjednoczone. W naszym systemie ochrony przed terroryzmem wiele jest jeszcze do poprawki i politycy powinni to wreszcie zrozumieć, a nie chodzić i opowiadać, jak wszystko wspaniale działa. Może to nie najszczęśliwszy przykład, ale proszę zwrócić uwagę, jak działały nasze służby w czasie katastrofy smoleńskiej. Zabrakło dobrej komunikacji i boję się, że w dramatycznych okolicznościach nie potrafilibyśmy sobie poradzić tak dobrze jak Amerykanie w Bostonie.
Roman Polko
Były dowódca GROM