Norka, futro

i

Autor: East News

Zakaz hodowli zwierząt na futra. Jacek Podgórski: To na rękę Rosji i Niemcom

2017-10-10 4:00

Jacek Podgórki, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej, o kontrowersyjnym pomyśle PiS dotyczącym zakazu hodowli zwierząt futerkowych.

"Super Express": - Do Sejmu trafiła nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt. Wśród zapisów niebudzących raczej wątpliwości w rodzaju zakazu trzymania psów na smyczy czy zwiększania kar za znęcanie się nad zwierzętami, pojawił się jeden budzący szczególne kontrowersje - ten o zakazie hodowli zwierząt na futra. Podziela pan wątpliwości?

Jacek Podgórski: - Tak. Uważam to za fatalny pomysł i działanie na szkodę gospodarki. Branża hodowców zwierząt futerkowych tylko na fermach daje zatrudnienie ok. 13,5 tys. osób. Do tego dochodzą jeszcze ludzie zatrudnieni w branżach kooperujących, które są w zasadzie uzależnione od branży futrzarskiej. Mówimy tu o około 50 tys. osób.

- Czyli całkiem duże miasteczko.

- Dokładnie. Gdybyśmy więc zakazali hodowli zwierząt na futra, przynajmniej 60 tys. osób ląduje na bruku. Bardzo ważny jest tu fakt, że fermy zwierząt futerkowych powstają na terenach byłych PGR-ów - czyli tam, gdzie mamy do czynienia z bezrobociem strukturalnym. Gdybyśmy więc zniszczyli hodowlę, zabieramy tym ludziom jakąkolwiek możliwość zarobkowania. Tereny, na których obecne są dziś fermy, nie nadają się do jakiejkolwiek innej produkcji rolnej.

- Zysk ekonomiczny jest oczywiście ważny, ale z drugiej strony mamy argumenty o tym, że to zwykłe znęcanie się nad zwierzętami.

- To oczywista bzdura. To bardzo specyficzna branża, w której warunki, w jakich hoduje się zwierzęta, przekładają się na ich zdrowie, a co za tym idzie na jakość futra. Im lepsze warunki utrzymywania zwierząt, tym wyższa cena, jaką się za to futro uzyskuje na aukcjach. W interesie hodowców jest więc to, żeby o zwierzęta dbać jak najlepiej. Jesteśmy jednym z trzech największych producentów futer na świecie, ale jeśli chodzi o jakość, przebijamy wszystkich. Polskie futra uzyskują na aukcjach najwyższe ceny. To najlepsze potwierdzenie tego, że w naszych hodowlach dzieje się bardzo dobrze.

- Wszyscy znamy przemysłową produkcję drobiu czy bydła - widok zwierząt przetrzymywanych w ciasnych klatkach, przepełnionych pomieszczeniach bez dostępu do słońca robi ponure wrażenie. Jak na tym tle wygląda hodowla zwierząt futerkowych?

- Wystarczy wziąć pod uwagę kontrole Głównego Inspektoratu Weterynarii. Tylko 3 proc. wszystkich gospodarstw w Polsce utrzymujących zwierzęta jest kontrolowanych. W przypadku zwierząt futerkowych regularnym, corocznym kontrolom poddawanych jest 98 proc. gospodarstw. Sama skala kontroli pokazuje, że nie ma tu miejsca na nadużycia, a polscy hodowcy spełniają najwyższe standardy, jeśli chodzi o warunki utrzymywania zwierząt.

- Skoro jest tak dobrze, to skąd pomysły, żeby branżę futrzarską wyjąć spod prawa?

- Cóż, nagonka na tę branżę nie bierze się znikąd. Szykuje się nam po prostu wrogie przejęcie.

- Jak to?

- Jeśli spojrzymy na bezpośrednich beneficjentów likwidacji branży futrzarskiej w Polsce, to mamy przede wszystkim kierunek rosyjskich firm. Nie wnikając w szczegóły, Rosjanie zaczęli niedawno rozwijać na szeroką skalę hodowlę zwierząt futerkowych. Wycofując się z rynku, dajemy na nim więcej miejsca Rosjanom właśnie. Innym beneficjentem są Niemcy.

- Też hodują na potęgę?

- Nie. Są potentatem na rynku utylizacji odpadów pozwierzęcych, które powstają przy hodowli np. drobiu. Zwierzęta futerkowe są naturalnym ich utylizatorem. Gdyby ich nie było, takie odpady musielibyśmy spalić. My swojego rynku utylizacyjnego w zasadzie nie mamy. 85 proc. kapitału na tym rynku jest w rękach niemieckich. Ale Rosja i Niemcy to niejedyni, którzy skorzystaliby na tym, że zakazanoby u nas hodowli zwierząt futerkowych.

- Kto by jeszcze na tym zyskał?

- Potencjał rozwojowy mają cały czas Dania i Chiny. Branża rozwija się na wielką skalę także na Ukrainie i Białorusi. Zakaz wprowadza się tylko tam, gdzie branża futerkowa praktycznie nie istnieje. Tak jest we wspomnianych Niemczech czy Czechach. Za Odrą zakaz objął osiem ferm, a w Czechach cała roczna produkcja wynosiła tyle, ile w Polsce produkuje się na jednej fermie.

- To po co PiS proponuje, żeby wprowadzić zakaz hodowli? Z miłości do zwierząt?

- Obawiam się, że ktoś stara się - i te osoby będzie można niedługo wymienić z nazwiska - przehandlować jakąś gałąź gospodarki ze szkodą dla Polski. Być może niektórzy działają ze względów ideologicznych, ale idąc tą drogą, zagrażają branży eksportującej towary za 2,5 mld zł rocznie, zatrudniającej dziesiątki tysięcy ludzi, i gotowi są stworzyć regiony biedy. Czy dla rządzących to najlepszy pomysł w kontekście zbliżających się wyborów samorządowych? Wątpię.

Zakaz hodowli zwierząt na futra. Przez PiS 50 tys. ludzi straci pracę!

Hejtują Kasię Tusk za pompony z futra

Rafał Górski #PoStronieLudu: Żyją za 520 zł. Mają zakaz dorabiania. Możesz być na ich miejscu. Reaguj!