Łódzka Sukcesja wciąż do kupienia. Wróci tam handel? A może będzie można w niej... zamieszkać?

i

Autor: materiały prasowe /archiwum

Felieton "RAZEM"

Zakaz handlu w niedziele. Temat znowu powraca. Co dalej ws.?

2022-08-06 5:00

Przy następnej wizycie w dyskoncie rozejrzyjcie się Państwo uważnie. Niech was nie zwiodą pieczywo czy dział z alkoholem. Bardzo możliwe, że nie będziecie w sklepie spożywczym. Okaże się, że codzienne zakupy robiliście w placówce medycznej, ewentualnie – w klubie czytelnika. Wieść niesie, że jedna z dużych sieci planuje przemianować tak swoje oddziały. Po co ta maskarada? Bo wtedy można postawić w niedzielę za kasą pracownika. Czyli – na bezczelnego ominąć obowiązujące zasady.

Żenująca przebieranka

Projekt ograniczenia handlu w niedzielę wyszedł kilka lat temu od pracowników. Rząd wprowadził go po długiej i gorącej debacie. Zapomniany dzisiaj nieco Ryszard Petru rozdzierał wtedy szaty i rozpaczał, że odebrano mu wolność. Nam – nie ukrywam – projekt zapewnienia odpoczynku pracownikom handlu generalnie się podobał. Polacy potrzebują czasu dla siebie i dla bliskich. Dobrze, żeby te rodziny miały kiedy się spotkać, a nie tylko mijały się w drzwiach. 

To naturalne, że politycy mają w tej sprawie różne poglądy. Lewica zwykle popiera rozwiązania propracownicze, liberałowie – niekoniecznie. Wszystkie te nasze spory mają jednak sens tylko wtedy, jeśli decyzje parlamentu traktujemy na serio. W praktyce od lat obserwujemy dość żenującą grę w ciuciubabkę. Państwo wyciąga ręce, żeby złapać korporacje organizujące handel w niedzielę, a te w ostatniej chwili, śmiejąc się wesoło, znajdują sobie kolejną lukę.

Przez lata sklepy dla niepoznaki nazywały się placówkami pocztowymi. Kiedy rząd zdecydował się wreszcie poprawić przepisy, modne stały się kasy „bezobsługowe”. Bezobsługowe, ale nie do końca, bo ktoś jednak pilnuje kasy – i nie jest to bynajmniej właściciel sklepu. Po wakacjach sieci mają podobno odpalić kolejne triki. Wyjątków w ustawie jest sporo.

Są dwie odpowiedzi na pytanie, dlaczego ta żenada ciągle trwa. Pierwsza jest taka, że ktoś specjalnie napisał ustawę tak, żeby nie zaszkodzić interesom dużych graczy. Druga – że rządowi spece po prostu nie umieją pisać ustaw. Trudno powiedzieć, która jest dla PiS bardziej kompromitująca. 

Wiem, że niektórzy na opozycji się cieszą z tego widowiska. Ja – nie. Cenę za nieudolność rządu płacą pracownicy, którym dołożono obowiązków. Ale, nawet jeśli kogoś ich los nie wzrusza, to i tak powinien się zastanowić, czy chce oklaskiwać taką ciuciubabkę. Spektakl pt. „za co się przebiorę, żeby nie być sklepem” ośmiesza nie tę czy inną partię, ale całe polskie państwo. PiS-u za chwilę nie będzie, a reputacja Polski jako kraju, który może okiwać byle sieć handlowa, pozostanie. I będzie nam jeszcze długo szkodzić.

Zbierają na polskie drony dla Ukrainy