Tadeusz Płużański: Zahibernowani

2011-11-05 13:00

Gdzie jest premier? Gdzie jest rząd? Ministrowie, ich zastępcy, sekretarze stanu, stale rosnąca rzesza urzędników? Pracują? Podejmują jakieś decyzje w imieniu niemałego przecież narodu w sercu Europy? Przed wyborami niemal nie wychodzili z telewizji. Jeździli Tuskobusami. A teraz? Zapadli w stan hibernacji? Chcą przetrwać jesienne chłody na nic nie robieniu?

No bo co robią w polityce wewnętrznej? Jakiś plan ratowania naszych finansów? Jakiś program antykryzysowy? A w polityce zagranicznej? Radek Sikorski przestał nawet pozywać za nieprzychylne mu wpisy na stronach internetowych. Wrzucił swojego legendarnego już Twittera głęboko do szafy?

Przepraszam, Tusk pracuje. W Brukseli był tak aktywny, że wyproszono go z posiedzenia członków eurolandu. Jak mogli? Przecież jest nie tylko szefem polskiego rządu, ale szefem całej Unii – dowodzi prezydencją. Ale Tusk się nie przejął. Cmoknął w mankiet kanclerz Merkel, dziękując za gratulacje ze zwycięstwa („Ich gratuliere, Herr Tusk”), po piłkarsku okiwał partyjnych konkurentów - Schetynę i Komorowskiego i… przepadł.

No nie, czasami ożywa. Wychodzi z hibernakulum, czyli ze swojej kryjówki. Raz był widziany na grobach. Raz nawet biegał. Żona z córką robiły zakupy. Tuskowie wiedzą, że kiedy dźwiga się odpowiedzialność za losy państwa i obywateli, trzeba się pokazywać. W wolnych chwilach hibernator Tusk uczy się nowego expose, które tym razem zajmie nie trzy, ale pięć godzin. A Tuskobusem nie jeździ, bo zabrakło benzyny. Za droga.

Rządowa hibernacja potrwa do 8 listopada. Wtedy hibernator Tusk łaskawie przyjmie od prezydenta misję tworzenia nowego-starego rządu. Ale jaki tam 8 listopada! Ten nowy-stary gabinet możemy poznać dopiero 22 listopada, a Sejm obdarzy go zaufaniem 6 grudnia. Czyli od wyborów daje to już dwa miesiące nic nie robienia!

Ale nic to. Dziennikarze będą cały czas zajmowali się PiS-em, tak jakby ta partia wygrała wybory i decydowała o naszych losach. Najpierw mieliśmy długi medialny spektakl pod tytułem: czy Ziobro sam odejdzie, czy zostanie wyrzucony. Chwilę po tym, jak już wyrzucony został, Polakom funduje się dalszą część tego samego show: co dalej z PiS, co dalej z Ziobrą. Nikt nie zadaje pytania: co dalej z Polską rządzoną przez Platformę. A zahibernowana partia władzy tylko się cieszy: możemy dalej nic nie robić, wataha dorzyna się sama.

Zajmujmy się dalej PiS-em. Nie jakąś tam abstrakcyjną gospodarką. Podwyżkami wszystkiego, z wyjątkiem pensji i emerytur. Co tam krach strefy euro i całej Europy. Zajmujmy się też SLD. Bo dla kraju najważniejsze jest to, czy w kanapowej niemal partyjce będzie rządził Miller, Czarzasty, czy Oleksy. Zastanawiajmy się dalej, czy na lewicy przypadkiem nie jest ważniejszy Palikot i jego krzyż.

Zahibernowało też prezydenta, ale w jego przypadku to właściwie stan naturalny. Na chwilę tylko przebudził się, aby podziękować pilotom za lądowanie uszkodzonym Boeingiem na Okęciu. Zadziałali ludzie, zadziałał system i procedury – orzekł hibernator Komorowski. A więc mamy sukces państwa! Zresztą nie jedyny! Taki np. proces białoruskiego obrońca praw człowieka Alesia Białackiego. Łukaszenka potrzyma go w metalowej klatce, a potem wymierzy sprawiedliwą karę. Wszystko dzięki naszym, a także litewskim władzom, które wrogiemu podobno reżimowi przekazały informacje o finansach „kryminalisty”. Ale o tym cisza, bo w tym przypadku ludzie, system i procedury zawiodły na całej linii.

Stan hibernacji lemingów, przepraszam lemurów z Platformy potrwa jeszcze miesiąc. Potem obudzimy się w innej, oczywiście lepszej Polsce. Polsce bez reform – bo jak przytomnie stwierdził sam Tusk - one kosztują. Polsce coraz biedniejszej i bezrobotnej, w której mieszkanie będzie marzeniem – jak w przypływie szczerości ujawnił na naszych łamach prominentny polityk PO Halicki. Czyli po 6 grudnia nowy-stary rząd dalej będzie się zajmował nic nie robieniem. Będzie trwał w notorycznym stanie hibernacji.