Zachód uwielbia pouczać
Piłkarskie mistrzostwa świata w Katarze to dla zachodnich mediów tradycyjna okazja do pokazania reszcie globu swojej trudniej do zniesienia gęby zatroskanego moralisty.
Mieliśmy więc w ostatnich tygodniach wiele o tym, że emirat znad Zatoki Perskiej skorumpował władze piłkarskiego świata. Albo o tym, że w Katarze kwitnie homofobią i że stadiony wznoszone były na krwi, łzach i pocie traktowanych jak ludzkie śmieci migrantów zarobkowych. Pojawiły się nawet wezwania do bojkotu mundialu z tych właśnie etycznych przyczyn.
Nie ma oczywiście sporu, że katarski emirat nie jest liberalną demokracją w stylu zachodnim. Ani, że poziom wyzysku panujący na budowach w tamtym rejonie świata woła o pomstę do nieba. Co z resztą dotyczy nie tylko katarskich stadionów, ale także na przykład dubajskich hoteli i parków rozrywki. Tak popularnych w ostatnich latach wśród zachodnich turystów czy ludzi biznesu. Chodzi o coś innego. Zachód - przyodziawszy się w szaty moralisty i nawołujący do tego, by futbolowy puchar świata nad Zatoką Perską z wyższością moralną zignorować - przypomina niestety owego diabła, co to w ornat się przyodział i ogonem na mszę dzwoni.
Bo kto stworzył warunki, w których piłka nożna stała się totalnie skomercjalizowanym produktem? Kto od 30 lat buduje system, w którym piłkarski sukces może osiągnąć tylko coraz węższa klika najbogatszych drużyn (co widoczne jest najmocniej w piłce klubowej)? Czy to nie jest dzieło instytucji takich jak FIFA i UEFA, w których karty rozdawali i rozdają przedstawiciele świata Zawodu? Czy tacy działacze jak Blatter czy Infantino to jacyś Marsjanie? Czy może biznesmeni z samego środka zachodniego świata? Doprawdy trudno więc zrozumieć zdziwienie niemieckiej, angielskiej czy francuskiej opinii publicznej, które odkrywają nagle, że „futbol został sprzedany”. Tak owszem! Został. Ze wszystkimi tego stanu rzeczy konsekwencjami. Wśród tych konsekwencji mamy (na poziomie klubowym) model funkcjonowania Ligi Mistrzów, której nie jest w stanie wygrać nikt spoza wąskiej grupy superbogaczy (parę klubów angielskich, kilka hiszpańskich, niemieckich i włoskich). W większości lig krajowych jest podobnie. Gdyby położyć na szali dochody wielkiej piątki angielskiej Premier League (Manchester City i United, Liverpool, Arsenal, Tottenham) a na drugiej pozostałe 150 pozostałych drużyn, to te sześć i tak zdecydowanie przeważy. Zaś na poziomie reprezentacyjnym efektem jest kupowanie sobie mundiali przez tych, co mają pieniądze.
Odkrywanie nagle, że Katar jest be, bo nie lubi gejów to jakby twierdzić, że - przepraszam za obrazowe porównanie - rozerwana na kawałki ofiara straszliwej eksplozji zmarła z powodu… trądzika na nosie. Przecież to niedorzeczne.