"Super Express": - Autorki filmu "Mgła" obwiniają politycznie za katastrofę smoleńską PO.
Jakub Opara: - W tym przypadku fakty mówią same za siebie. Rok temu prezydent Lech Kaczyński zadeklarował chęć udziału w obchodach w Katyniu i natychmiast okazało się, że jest to nie na rękę rządowi. Mówi o tym w filmie minister Jacek Sasin. Strona rządowa nie chciała, by prezydent był tam razem z premierem, bo swą obecnością mógł popsuć przekaz spotkania Tuska z Putinem. Polityczna odpowiedzialność rządu polega na tym, że pozwolono na rozdzielenie obu wizyt, starano się obniżyć rangę wizyty pana prezydenta i nie zadbano o elementarne zasady bezpieczeństwa.
- Był pan na Siewiernym kilka godzin po katastrofie. Co pan zapamiętał?
- Chaos. Również telekomunikacyjny. Gdy czekaliśmy na Jarosława Kaczyńskiego, zadzwonił do nas poseł Joachim Brudziński. Powiedział, że już wylądowali w Witebsku i jadą do Smoleńska. To około sto kilometrów ładną i bezpieczną autostradą i powinni przybyć na miejsce w ciągu godziny. Po 40 minutach Joachim znów do mnie dzwoni i mówi, że po przekroczeniu granicy białorusko-rosyjskiej pilotaż przejęli Rosjanie, co spowodowało gigantyczne spowolnienie kolumny. Na bieżąco relacjonował, że jadą 30 km/h i właśnie minęła ich rozpędzona kolumna rządowa.
Przeczytaj koniecznie: Kaczyński na premierze filmu „Mgła” o katastrofie: Jestem pod wrażeniem, film wnosi nową wiedzę – VIDEO
- Był pan świadkiem rozmowy ministrów Arabskiego i Grasia i któryś z nich miał "kombinować", jak uniknąć spotkania delegacji rządowej z bratem zmarłego prezydenta?
- Stałem z kolegą jakieś dwa, trzy metry od obu panów - słyszeliśmy to obydwaj. Pan minister Graś z panem ministrem Arabskim prowadzili ożywioną rozmowę na ten temat.
- Graś twierdzi, że opowiada pan bzdury.
- Byłem w lepszej sytuacji niż obaj panowie, bo wiedziałem, jak wyglądają. Natomiast ja byłem dla nich kimś anonimowym. Gdyby wiedzieli, że jestem zastępcą dyrektora zespołu organizacyjnego w Kancelarii Prezydenta, na pewno nie rozmawialiby przy mnie na ten temat.
- Z kolei wg Pawła Kowala to Jarosław Kaczyński próbował uniknąć spotkania z delegacją rządową.
- To, o czym mówi Paweł Kowal dotyczyło zdarzeń, które miały miejsce kilka godzin później. Ja mówię o tym, czego byłem bezpośrednim świadkiem, zanim Jarosław Kaczyński i towarzyszący mu politycy przybyli na miejsce katastrofy.
- W filmie wyraża pan żal wobec delegacji rządowej za jej rzekome zachowanie na Wawelu. I twierdzi pan, że przyjęła kondolencje od gości zagranicznych, nie czekając na rodziny zmarłych?
- Tak. Tymczasem zgodnie z umową zawartą między Jackiem Sasinem a tymczasowym szefem protokołu dyplomatycznego Tomaszem Orłowskim, po ostatnich modłach w katedrze wawelskiej rodzina zmarłego prezydenta miała wejść do Krypty Srebrnych Dzwonów i pomodlić się. W tym czasie obie delegacje - rządowa i zagraniczna - miały się ustawić na dziedzińcu i czekać na Jarosława Kaczyńskiego z rodziną. Ustalono, że składanie kondolencji rozpocznie się, gdy przyjdą oni na dziedziniec. To ustalenie zostało złamane.
- Ale delegacje miały ustalone godziny odlotów i nie mogły czekać.
- Nieprawda. Gdy Micheil Saakaszwili, Dalia Grybauskaite i Horst Koehler dowiedzieli się, że Kaczyński wraz z rodziną jest na miejscu, wrócili, aby złożyć mu kondolencje.
- Na końcu filmu pojawia się sugestia, że aktualne władze, skoro nie umiały zapewnić ochrony najważ-niejszej osobie w państwie, nie będą w stanie ochronić obywateli, gdy zajdzie taka potrzeba. Czy to nie zbyt zbyt śmiały wniosek?
- Nie. Katastrofa smoleńska i to, co się działo po niej, uświadomiły mi, ale sądzę, że też wielu Polakom, jak słabe jest nasze państwo. Polska nie umiała zapewnić bezpieczeństwa najważniejszym osobom w kraju i nie jest w stanie zapewnić wiarygodnego wyjaśnienia tej katastrofy. Polskie państwo wydaje się bezradne i odpowiedzialność za to spada na ówczesny rząd.
Jakub Opara
Były pracownik Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego