W 2017 r. urzędnicze pensje kosztowały nas 31,38 mld zł, a przeciętne wynagrodzenie ponad 5 tys. zł. Jak wynika ze sprawozdania dotyczącego wykonania budżetu państwa to podwyżka rzędu 6 proc. Słowem: urzędnicy dostali 300 zł więcej niż rok wcześniej. A to wcale nie koniec, bo ekipa Mateusza Morawieckiego (50 l.) zapowiada następny wzrost płac w budżetówce!
KPRM proponował też wzrost płacy minimalnej, ale związkowcy nie chcą o nim słyszeć. - Rekomendacje rządu lekceważą oczekiwania świata pracy i są głęboko niezadowalające. Propozycja ustanowienia przyszłorocznej płacy minimalnej na poziomie 2220 zł tylko nieznacznie odbiega od najniższego wzrostu wynikającego z ustawy – alarmuje Piotr Szumlewicz (42 l.) z mazowieckiego OPZZ. Chce, żeby płaca minimalna wzrosła jeszcze o 120 zł, czyli w sumie niewiele mniej, niż dano już budżetówce.
Jak sprawę komentuje PiS? Usłyszeliśmy, że nie ma mowy o konflikcie ze związkowcami, a ich głośne skargi to normalny element negocjacji. - Dlaczego urzędnicy budżetówki dostają dwa razy tyle, co przeciętny Kowalski, który zarabia w Polsce minimum? - dopytywaliśmy. - Są różne grupy, kategorie osób zatrudnionych. Średnia krajowa w Polsce jest niewiele niższa od średniej w administracji – powiedział Janusz Śniadek. Podkreślał, że praca urzędnika wymaga wysokich kompetencji i musi być godnie opłacana.