Ponieważ sprawa jest interesująca, warto przybliżyć realia artykułu i argumenty prezentowane w sądzie przez strony, aby nasi Czytelnicy sami mogli wyrobić sobie opinię na tę sprawę i na te przeprosiny.
Otóż po pierwsze i dla mnie najważniejsze poza sporem jest, że "Super Express" napisał i pokazał PRAWDĘ w artykule, za który przegraliśmy proces. Na żadnym etapie sądowego postępowania ani Ludwik Dorn, ani jego adwokat nie twierdzili, że zmanipulowaliśmy zdjęcia czy podaliśmy nieprawdziwe informacje. Zdjęcia i informacje były prawdziwe. Chodzi o artykuł z pierwszej strony sprzed dwóch lat pt. "Dorn podlewa ogródek" i jego kontynuację na następnej stronie - "Ludwik Dorn najlepszy tata w Polsce. Nie opuszcza córeczki na krok". Były polityk PiS nie pogniewał się na to, że nazwaliśmy go najlepszym tatą, tylko na to, że na jednym ze zdjęć widać, jak "podlewa ogródek". Robił to na swoim terenie, ale ponieważ ma płot z siatki niechroniącej go przed wzrokiem znajdujących się w pobliżu ludzi, fotoreporter zrobił mu wyraźne zdjęcie w trakcie owego "podlewania" (wszystkie wstydliwe szczegóły pana marszałka oczywiście zasłoniliśmy).
"Super Express" potraktował sprawę tak, jak na to zasługiwała, czyli lekko, satyrycznie, z przymrużeniem oka. Oto troskliwy ojciec w swoim ogródku pilnuje swojego dziecka Nie oburzyliśmy się, że obok domu Dorna mogły znajdować się mamy z dziećmi, które marszałek mógł narazić na swój widok. Nie żądaliśmy od straży miejskiej i policji "Zwróćcie mu uwagę, żeby nie szokował ludzi". Nic takiego. Co więcej, cały artykuł chwali Dorna jako troskliwego ojca. A jednak zdecydował się pójść do sądu.
Adwokat reprezentująca Ludwika Dorna twierdziła, że publikacja zdjęcia, "na którym widać powoda oddającego mocz na tle płotu", sprawiły marszałkowi "wielką przykrość, ośmieszając go publicznie, naruszając jego godność i prawo do prywatności". Adwokat reprezentujący "Super Express" zwracał uwagę, że publikacja jest prawdziwa, ma satyryczny charakter, a Ludwik Dorn jako polityk musi się liczyć z większym niż w przypadku zwykłych ludzi zainteresowaniem mediów. Poza tym przywołał również Deklarację Ministrów Rady Europy o wolności debaty publicznej w mediach: "Humor i satyra, które są pod ochroną Artykułu 10 Konwencji, dopuszczają większy stopień przesady i nawet prowokacji o tyle, o ile społeczeństwo nie zostaje wprowadzone w błąd".
Niestety, sędzia Andrzej Kuryłek nie podzielił argumentów naszej gazety i uznał, że musimy przeprosić Ludwika Dorna - co robimy dziś na pierwszej stronie, choć dalej uważamy, że racje przedstawione przez nas w odpowiedzi na pozew działają w interesie społeczeństwa mającego prawo informacji na temat życia i zachowań polityków, a także celebrytów.
Jestem w stanie wyobrazić sobie amerykańskiego czy angielskiego sędziego, który rozstrzygając tę konkretną sprawę, kazałby Ludwikowi Dornowi zbudować solidny płot uniemożliwiający przechodzącym obok osobom obserwowanie, co marszałek robi w swoim ogrodzie. Ameryka i Anglia bardzo dbają o wolność słowa, uznają je za filar demokracji...