„Super Express”: – W weekend dyrektor Radia Maryja ojciec Tadeusz Rydzyk ostro skrytykował Prawo i Sprawiedliwość. Skąd tak ostra krytyka?
Zbigniew Girzyński: – Myślę, że przede wszystkim w Prawie i Sprawiedliwości doprowadzono do sytuacji, w której rację ma ten, kto się targuje. To widać po tym, ile w ramach Zjednoczonej Prawicy udało się wyszarpać na przykład wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi, o którym żartuje się, że jego ugrupowanie ma mniej posłów niż ministrów. Podobnie jest ze środowiskiem ziobrystów, którzy uzyskali posady w spółkach Skarbu Państwa. Zarówno partia Ziobry, jak i partia Gowina mają, jeśli chodzi o partycypowanie w owocach władzy Zjednoczonej Prawicy, udział znacznie większy, niż miały udział w wygranej wyborczej tego obozu.
– Ale co to ma wspólnego z ojcem Tadeuszem Rydzykiem?
– Ojciec dyrektor, widząc sytuację Solidarnej Polski i Porozumienia Jarosława Gowina, uznał, że jego środowisko jest na pewno nie mniej ważne niż wymienione partie. Stąd tak kategoryczna opinia.
– Co do siły środowiska Radia Maryja zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że gdyby powstała formacja prawicowa odwołująca się mocniej do wartości toruńskiej rozgłośni, mocno by namieszała, mogłaby odnieść sukces wyborczy. Inni uważają, że nie przekroczyłaby 5 proc. Jak jest pana zdaniem?
– Myślę, że start samodzielny takiego środowiska byłby bardzo trudny. Po pierwsze nie jestem pewien, czy wezwania wprost do głosowania na konkretną listę spowodowałyby masowe głosowanie za nią radiosłuchaczy. Bo co innego słuchać audycji i szanować rozgłośnię, a co innego posłuchać wezwania politycznego i iść głosować. Po drugie – nie wiem, czy to środowisko pomimo tych deklaracji miałoby odwagę, by konkretnie nawoływać do głosowania na jakieś ugrupowanie. Mogłoby to bowiem wywołać interwencję władz kościelnych, które, owszem, wskazują, jak postępować mają ludzie sprawujący funkcje publiczne. Jednak nie chciałyby raczej konkretnego nawoływania na dane listy, uznając – chyba słusznie – że byłoby to szkodliwe dla Kościoła. I wreszcie trzeci argument – bardzo trudno byłoby taką katolicko-narodową listę zorganizować.
– Dlaczego?
– Bo nie wystarczy zebrać grupy ludzi, którzy chcieliby wejść do polityki. Trzeba się oprzeć na znanych postaciach już funkcjonujących w przestrzeni publicznej, politykach, którzy zdołaliby poderwać za sobą na tyle istotną część elektoratu, aby przekroczyć próg wyborczy. A przykład Polskiego Stronnictwa Ludowego pokazuje, że samo nieznaczne przekroczenie progu daje zaledwie kilkunastu posłów.
– Naprawdę uważa pan, że nie ma polityków, którzy widzieliby się w nowej formacji?
– Są oni dziś w większości w PiS, jak Macierewicz, i raczej nie podejmą takiego ryzyka. W zasadzie poza polityką są tacy ludzie jak Jan Łopuszański czy Romuald Szeremietiew. Za to Marek Jurek, który sam przez lata próbował działać, jest najlepszym przykładem, jak ciężko jest budować coś na kontrze wobec PiS. Dziś działa w sojuszu z Pawłem Kukizem.
– Wspomniał pan o Antonim Macierewiczu. Czy nie zaskoczył pana brak jego wystąpienia na konwencji PiS?
– Antoni Macierewicz na samej konwencji był, siedział z innymi liderami partii. Ale on nie kandyduje w wyborach samorządowych, więc to naturalne, że partia chciała dać głos młodym kandydatom na prezydentów miast.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
[Wywiad] Zbigniew Girzyński: Z PiS zyskuje ten, kto się targuje
2018-09-04
5:00
Ojciec Rydzyk chce od PiS kolejnych pieniędzy.