Zwycięzcą debaty był zdecydowanie Jarosław Kaczyński. Odmiana w porównaniu do poprzedniego starcia była wyraźna. Wtedy był senny i nieobecny, a teraz energiczny i zamaszysty. Przez co najmniej kilkanaście minut zdecydowanie górował nad Komorowskim. Było kilka części wyrównanych. Ale chwile, w których wypominał kandydatowi Platformy jego głosowania w Sejmie, lub część z Fiatem przesądziły o triumfie Kaczyńskiego.
Poprzednio Komorowski był przygotowany lepiej, operował większą liczbą konkretów. Tym razem właściwie powtarzał kwestie znane z niedzielnego spotkania bądź całej kampanii. Oprócz kilku gadżetów z podaniem ręki i konstytucji nie miał silnego, merytorycznego przygotowania. I to go zgubiło.
Kaczyński punktował go celnie, a riposty Komorowskiego były dość słabe. Marszałek ma skłonność powtarzania tych samych powiedzonek. Kiedy kolejny raz słyszę, że wychował piątkę dzieci, że rząd PO dał podwyżkę nauczycielom albo cytowanie "oczywistej oczywistości", to naprawdę osłabia to moją wiarę w jego zwycięstwo. Jest to drażniące i radziłbym sztabowcom PO popracować nad retoryką. Komorowski sprawia bowiem wrażenie człowieka operującego w granicach kilkudziesięciu tych samych zdań, niesięgającego po żadne inne.
Debata zapewne nie zmieni drastycznie wyniku wyborów. Pokazują to choćby sondaże internetowe, w których wbrew ewidentnym faktom za zwycięzcę starcia uznano kandydata PO. Triumf Kaczyńskiego może jednak sprawić, że ostatnie dni kampanii będą bardziej żywe, niż wydawało się to jeszcze do wczoraj. I zapewne podniesie emocje i niepewność co do wyniku wyborów.
Konrad Piasecki
Dziennikarz i publicysta RMF FM, prowadzący "Piaskiem po oczach" w TVN24