Sprawa wypadku Beaty Szydło nie miała jeszcze finału, mimo że mogła zakończyć się warunkowym umorzeniem. Musiałby jednak do winy przyznać się Sebastian K., a nie miał takiego zamiaru. Zdaniem prokuratury to 21-latek spowodował wypadek. Ten jednak utrzymuje, ze nie czuje się winny.
Sprawa wypadku Szydło toczyć będzie się w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu, mimo że chciał on, by zajął się nią Sąd Okręgowy w Krakowie. Wniosek został jednak odrzucony.
Sądy rejonowe mają znacznie większe doświadczenie orzecznicze w przypadku spraw komunikacyjnych niż sądy okręgowe. A ta sprawa jest po prostu wypadkiem komunikacyjnym
– stwierdził w rozmowie z „Rzeczpospolitą" rzecznik ds. karnych krakowskiej apelacji sędzia Tomasz Szymański.
Jak adwokaci Sebastiana K. zamierzają bronić swojego klienta? W "Rz" czytamy, że prokuratura nie ustaliła, czy kolumna rządowa, w której poruszał się samochód Szydło, była uprzywilejowana w ruchu. Śledczy argumentowali, że to nie miało znaczenia, bo kierowca seicento nie zachował "szczególnej ostrożności" przy skręcie w lewo. Mieli jednak pominąć fakt, że pojazdy BOR wyprzedzały na podwójnej linii ciągłej i na skrzyżowaniu.
Kolejna bronią 21-latka ma być to, że świadkowie wypadku - inaczej niż funkcjonariusze BOR - zeznali, że pojazdy nie miały włączonych sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Adwokaci mają też wyciągnąć to, że niektórzy świadkowie zdarzenia byli oceniani przez psycholog, której mąż startował w wyborach parlamentarnych z listy Prawa i Sprawiedliwości.