Do wypadku z udziałem fiata seicento i kolumny rządowej doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Według policji trzy rządowe samochody wyprzedzały fiata. Prowadzący pojazd 21-letni Sebastian K. miał przepuścić pierwsze auto, by później skręcić w lewo i uderzyć w samochód, w którym znajdowała się Szydło. Po wypadku szefowa rządu przez siedem dni przebywała w szpitalu. 14 lutego kierowca seicento usłyszał prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku. Sprawa mogłaby się zakończyć jednak warunkowym umorzeniem, ale młody mężczyzna zapowiada, że chce dalej walczyć. - Musiałbym zapłacić grzywnę, a później premier Beata Szydło i funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu na drodze cywilnej mogliby zażądać ode mnie odszkodowania - tłumaczy powody swojej decyzji w rozmowie z "GW" i podkreśla, że nie czuje się winny spowodowania wypadku.
Sebastian K. zdradza też, jak wyglądały jego kontakty z szefową rządu po incydencie z lutego 2017 roku. - Poza tym jednym razem (list Beaty Szydło - red.) pani premier nigdy się ze mną nie kontaktowała, ani listownie, ani przez telefon - zaznacza mężczyzna.