Nadzieje mieszają się u mnie z obawami. Chciałbym, żeby nasze przewodnictwo nie przypominało czeskiego. Chciałbym, żeby polityczna walka, jaka z pewnością rozegra się w czasie kampanii wyborczej, nie kompromitowała nas na zewnątrz. Żeby politycy kosztem naszych narodowych interesów nie rozgrywali swoich drobnych, partykularnych spraw. Ale czy tak będzie?
Po wejściu w życie traktatu lizbońskiego rola prezydencji nie jest już tak istotna. Ale to nieprawda, że ma ona tylko znaczenie prestiżowe i wizerunkowe, jak próbują przekonywać malkontenci. Jeżeli będziemy mądrzy, to wykorzystamy nasze pół roku.
PRZECZYTAJ koniecznie WSZYSTKIE SUPER KOMENTARZE Huberta Biskupskiego
Możemy przecież skutecznie promować Partnerstwo Wschodnie i wspierać unijne aspiracje Ukrainy czy Gruzji. Możemy też starać się narzucić ton debacie budżetowej, która najprawdopodobniej rozpocznie się jeszcze w tym roku. A to przecież sprawa kluczowa, kto i ile pieniędzy z unijnego budżetu dostanie.
Oczywiście nie będzie łatwo. Bieżąca sytuacja - ekonomiczny kryzys w Grecji - spycha nasze priorytety na drugi plan i z pewnością zmusi do zajmowania się tematami, którymi zajmować wcale się nie chcieliśmy.
Ale powtórzę to, co napisałem na początku - tylko od nas zależy, czy wykorzystamy szansę, jaką bez wątpienia jest przewodniczenie Unii.