Czy 7 milionów złotych to za dużo za złamaną karierę i poważne problemy ze zdrowiem? To rzecz dyskusyjna. Nie mniej jednak dokładnie tyle żąda Kamil Durczok od Agencji Wydawniczo - Reklamowej "Wprost" w związku z naruszeniami dóbr osobistych w tekstach zamieszczonych w najchętniej cytowanym tygodniku w Polsce.
Nie ma się co dziwić, że menadżerowie z "Wprost" raczej nie są chętni do szybkiego zapłacenia tego rachunku. Ich zdaniem pozew Durczoka jest bezzasadny. - Emitent stoi na stanowisku, że publikacja prasowa rzekomo naruszająca dobra osobiste pana Kamila Durczoka była sporządzona w zgodzie z obowiązującymi przepisami prawa. Nadto, w ocenie emitenta wysokość żądanego przez pana Kamila Durczoka zadośćuczynienia za doznaną krzywdę w związku z rzekomym naruszeniem dóbr osobistych jest rażąco wygórowana, nieodpowiednia do podnoszonego naruszenia, i jako taka sprzeczna z przyjętym w kraju porządkiem prawnym - napisano w komunikacie PMPG Polskie Media nadzorującej AWR "Wprost"
Wydawca broni swoich dziennikarzy, którzy pisali teksty o Durczoku (część z nich została zwolniona) i podkreśla, że przekazane informacje były prawdziwe i zebrane zgodnie ze sztuką dziennikarską.
Zobacz też: Fałszywe pomówienia w artykułach