No cóż, taki urok demokracji, że komitet wyborczy ma prawo zarejestrować skompromitowany były wicepremier, skazany nieprawomocnym wyrokiem w aferze seksualnej, i osobnik, który uważa, że oficerowie BOR powinni przesiąść się z samochodów na rowery. Na szczęście znakomita większość z tej parady blagierów nie zbierze stu tysięcy podpisów i odpadnie z wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Na placu boju zostanie pewnie nie więcej niż czterech poważnych kandydatów (w tym dwóch, którzy mają realne szanse). I od tych czterech oczekuję przedstawienia rzeczowych programów.
Programów skrojonych na prezydenta RP, którego skromne uprawnienia są szczegółowo opisane w konstytucji. Nie chcę pustych haseł, taniego sentymentalizmu w klipach wyborczych i obietnic, których nie byłby w stanie spełnić nie tylko prezydent, ale nawet rząd oraz parlament razem wzięci. Kampania wyborcza ruszyła. Przynajmniej teoretycznie, bo ci poważni kandydaci jacyś w niej nieobecni. Oczekuję, że wyjdą w końcu z ukrycia i przedstawią nam swoją wizję Polski, swoją wizję prezydentury. Przecież nie uczestniczą w paradzie blagierów.