Kukiz od jakiegoś czasu odgraża się, że wystartuje w jesiennych wyborach parlamentarnych razem z ruchem społecznym, który ma się wokół niego utworzyć. Pójście za ciosem jest jak najbardziej uzasadnione, tym bardziej, że do walki o parlament zostało niewiele czasu. Z jednej strony jest to korzystne dla Kukiza, którego jeszcze jakiś czas będzie niósł jego sukces w wyborach prezydenckich. A na tym sukcesie można sporo ugrać. Z drugiej jednak strony, będzie to o tyle trudne, że za Kukizem stoi jedynie garstka osób – zdecydowanie za mało, żeby stworzyć niezbędne w wyborach parlamentarnych struktury i zapełnić listy wyborcze.
Jakimś rozwiązaniem może być dla Kukiza połączenie się z jedną z istniejących struktur. Możliwe, że zbrata się on ze Sławomirem Izdebskim, szefem rolniczego OPZZ, któremu marzy się wskrzeszenie Samoobrony. Jednak sojusz z człowiekiem skompromitowanym działalnością u boku Andrzeja Leppera niczego dobrego mu nie przyniesie.
Kukiz puszcza też oko do narodowców z Ruchu Narodowego. To prężna grupa, która potrafi zebrać głosy dla swojego kandydata na prezydenta, ale poparcie społeczne dla niej jest bliskie błędu statystycznego. Dodatkowo oficjalna współpraca ze środowiskami nacjonalistycznymi sprawi, że wiele osób, które głosowały na Kukiza w wyborach prezydenckich po prostu się od niego odsunie. Poparcie dla „antysystemowego” kandydata nie oznacza bowiem, że wyborcy Kukiza utożsamiają się ze skrajnymi poglądami Ruchu Narodowego, któremu marzy się w Polsce nacjonalistyczna rewolucja. Do zeszłotygodniowej debaty prezydenckiej wydawało się, że naturalnym sojusznikiem dla Kukiza jest Korwin-Mikke, ale ten w zasadzie wypowiedział zawarty z restauracji Lotos pakt i, jak to on, idzie swoją drogą.
Kukiz jest na pewno łakomym kąskiem dla PiS, które już go kokietuje. Ba! Robi to sam prezes. „Jeżeli pan Kukiz z tym [systemem – przyp. autora] chce walczyć, to powinien zwrócić się ku naszej formacji” - przekonywał w TV Trwam Jarosław Kaczyński. Połączenie sił z partią, którą bezlitośnie krytykował w ostatnich miesiącach będzie jednak działaniem samobójczym – wyjdzie na to, że sprzedał się systemowi, z którym chciał walczyć i zupełnie straci swoją wiarygodność.
Prawda jest więc taka, że dla Kukiza nie ma miejsca w krajowej polityce. Przełożenie osobistego sukcesu w wyborach prezydenckich na wejście do parlamentu z grupą współpracowników będzie raczej misją z serii niemożliwych. Nawet jeśli mu się to jakimś cudem uda, tak jak udało się to cztery lata Palikotowi, to czeka go ta sama przyszłość. Tak jak Palikot i jego partia potrafili wypowiadać tylko w jednym temacie (kwestie światopoglądowe), tak samo Kukiz poza propozycją jednomandatowych okręgów wyborczych i odpartyjnienia polityki nie potrafi zbudować spójnej narracji. A partia parlamentarna, żeby się w Sejmie utrzymać, musi mieć odpowiedzi na wszystko. Kukiz ich nie ma. Nie ma więc też politycznej przyszłości, a najlepszym razie jest ona bardzo niepewna.
WYBORY PREZYDENCKIE 2015 Tomasz Walczak: Kukiz – bohater jednej akcji
2015-05-10
23:00
Bez wątpienia największym wygranym wyborów prezydenckich jest Paweł Kukiz. Kandydatowi bez struktur i potężnych pieniędzy udało się uzyskać znakomite 20 proc. poparcia. Wszystko jednak wskazuje na to, że to jednorazowy sukces, a polityczna sława muzyka potrwa nie dłużej niż przysłowiowe 5 minut.