Talibowie gotują Afgańczykom prawdziwe piekło. Wbrew publicznym zapowiedziom, po przejęciu władzy w Kabulu, bojownicy sieją terror – torturują ludzi oskarżonych o współpracę z wojskami koalicyjnymi. Nasz bohater ( z uwagi na bezpieczeństwo nie chce ujawniać imienia i nazwiska – red.) był o krok od takiego losu. Został na szczęście uratowany, bo dysponował paszportem dyplomatycznym.
– Pracowałem dla prezydenta Afganistanu – mówi nam czterdziestokilkuletni mężczyzna, obok którego siedzi żona w zaawansowanej ciąży. Mężczyzna niechętnie pozuje też do zdjęć, nie rozstaje się z czapką z daszkiem nasuniętą na czoło i maseczką. W jego oczach widać nieufność i strach. Afgańczyk martwi się o przyjaciół, którzy również pracowali dla administracji obalonego rządu, a wciąż nie udało im się uciec z Kabulu. Przerażony opowiada nam o torturach, jakich doświadczyła rodzina jego znajomych.
- Talibowie znęcali się nad nimi, żeby wydobyć informacje o współpracownikach zachodnich sił, których uważają za zdrajców. Talibowie nie oszczędzają nawet dzieci – bojownik rzucił około dwuletnim dzieckiem za nóżki o ścianę domu na oczach całej rodziny – cedzi z trudem słowa nasz rozmówca.
- Wystarczyła plotka lub podejrzenie o zdradę, żeby talibowie rozpętali piekło. Kabul zmienił się nie do poznania. Zamknięto wszystkie sklepy z artykułami niezgodnymi z prawem szariatu. W obawie o swoje życie na ulice przestały wychodzić kobiety i dzieci. Zamknięto szkoły. Nauki mogą pobierać już teraz tylko chłopcy w szkołach koranicznych przy meczetach. Coraz częściej na ulicach spotkać można patrole talibów, które pilnują – jak twierdzą – moralnego porządku. Kijami okładają nie tylko dorosłych, ale także dzieci – dodaje afgański urzędnik. Polski rząd, podczas 14 lotów, ewakuował z Afganistanu blisko 1300 osób, z czego nieco ponad 200 na prośbę innych państw i organizacji.