Obchody Marca'68

i

Autor: Jan Waz

Dziś rocznica Marca'68. Co się wtedy wydarzyło?

2018-03-08 12:07

Podczas gdy Zachód w pochodach i protestach nadwyrężał i usuwał z życia społecznego konserwatywny system wartości, z Polski usuwano ludzi nauki i kultury, dając im wilczy bilet - bez powrotu. Sprowokowany przez partyjnych graczy antysemityzm wyciekł, wezbrał i zmył z polskiej ziemi, kogo chciał.

Mieliśmy studencką rewolucję na miarę możliwości, ale i u nas stało się jasne, że czasy się zmieniają, co wymaga innego, nowoczesnego myślenia. W 1968 r. przez świat przetoczyła się rewolucja młodych kreująca liberalne społeczeństwo: otwarte, przyjazne i wyzwolone seksualnie. Od Rzymu i Paryża po Amerykę i Tokio piękna Grace Slick (z Jefferson Airplane) śpiewała "Now it's time for you and me to have a revolution!".

Miłość, nie wojna

Zachód odmłodniał, nabrał barw i co krok rozdrażniał zatwardziałych wielbicieli starego porządku luźnymi obyczajami, bulwersującymi hipisowskimi strojami, myślą i mową. Królowało hasło "Make love not war". U nas obyczajowa rewolta dwudziestolatków nie miała szans. Tu robienie hipisowskiej rewolucji polegało na słuchaniu Stonesów w Radiu Luksemburg na strychu i napawaniu się wolnością w ciasnej, prywatnej przestrzeni. Wojna marcowa toczyła się u nas gdzie indziej. Studenci i artyści domagali się wolności słowa i niewtrącania się władzy w twórczość. Krytykowano wszechobecność cenzury. Naukowcy pragnęli badań nieograniczanych uwarunkowaniami politycznymi. Przez duże ośrodki akademickie przetaczały się studenckie marsze. Ale intelektualiści i artyści z ich wolnościowymi aspiracjami nie spędzali snu z powiek władzy, która miała inny problem. "Ciemny lud" miał dość obietnic bez pokrycia.

Partyzantka w partii

Gomułka zawiódł masy, a jego wrzaskliwe przemówienia, podczas których walił pięścią w stoły, biurka i mównice, stały się przedmiotem kpin. Nikt już nie mówił na pierwszego sekretarza inaczej niż "Gomuła". Miał on przeciwko sobie nie tylko robotnicze masy, ale też i frakcję partyjnych towarzyszy, z Mieczysławem Moczarem na czele, gotujących się do usunięcia starej i zainstalowania na szczycie nowej ekipy. Członkowie PZPR, wywodzący się ze skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych środowisk II RP, tworzący frakcję partyzantów, grali kartą antysemicką, a głównym rozgrywającym przeciwko Gomułce był Mieczysław Moczar, szef MSW. Nastroje antysemickie wybuchły jak gejzer długo bulgoczący pod ziemią. Jawny antysemityzm szybko odrzucił przykrywkę antysyjonizmu.

Żydowska robota

Syjonizm był żydowskim ruchem zmierzającym m.in. do zasiedlenia Palestyny, ale na polskim gruncie syjonistami byli określani wszyscy o żydowskim rodowodzie. Lud chłonął przekaz Gomułki, że syjoniści (czyli po prostu Żydzi) działają na rzecz imperialistycznych interesów. Już po paru dniach nagonki stało się oczywiste dla łatwo sterowalnych, że wszystko, co złe w PRL, to wina Żyda, oraz że nic prostszego, jak owego Żyda z ukochanej ojczyzny wydalić. W ciągu paru marcowych dni antysyjonistyczne wiece w zakładach pracy osiągnęły punkt wrzenia. Polska fobia, ta sama, która prowadziła do pogromów, odwróciła uwagę od porażki, jaką były rządy Gomułki. Robotników poszczuto na studentów, rozpowszechniając informacje, jakoby ich bunt był skutkiem spisku syjonistów. Ulica komentowała bunty akademickiej młodzieży, mówiąc, że "dali się wciągnąć w żydowską robotę". Jeden z obywateli obserwujących wypadki marcowe z zewnątrz napisał w liście do rodziny: "Ci, którzy sieją ten ferment, to dobrze sytuowani Żydzi, którzy chcą grać w państwie czołową rolę". Przaśny polski katolicyzm tradycyjnie głosił z ambon, że "Żydzi zamordowali pana Jezusa". Hasło "za Gomułki puste półki" z dnia na dzień stało się nieważne, chociaż na półkach nie przybyło. 6 lutego atmosferę buntu w środowisku literatów i artystów wzmogła informacja o wyroku trzech lat więzienia dla Janusza Szpotańskiego, autora opery "Cisi i gęgacze, czyli bal u prezydenta". To on został potem nazwany przez Gomułkę człowiekiem o moralności alfonsa, a jego utwór reakcyjnym paszkwilem. 29 lutego w trakcie nadzwyczajnego zebrania oddziału warszawskiego Związku Literatów Polskich Stefan Kisielewski nazwał polski ustrój "dyktaturą ciemniaków". Dwa dni później aktyw partyjny Warszawy potępił pisarzy w rezolucji.

Walka młodych

8 marca stał się kluczową datą, bo właśnie wtedy najwięcej się działo. Wiec na dziedzińcu UW, mający być protestem przeciwko relegowaniu z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera, zamienił się w jatkę. Milicjanci po cywilnemu, którzy wyskoczyli na dziedzińcu uniwersytetu z siedmiu autokarów z napisem "Wycieczka", bili gołymi pięściami - po twarzy i głowie. Studentki, studentów, pracowników naukowych, wszystkich jak leci. Protestujących zgarniano do "suk", wyrywano legitymacje i indeksy. Pod rektorat, gdzie przeniosła się manifestacja, wkroczyli mundurowi z pałami. Wybijali zęby, bili po głowie i brzuchu. Następnego dnia zawrzało w auli Politechniki Warszawskiej. Głównym hasłem wiecu było "Prasa kłamie". "Trybuna Ludu", "Słowo Powszechne", "Żołnierz Wolności", "Stolica", "Walka Młodych", "Argumenty", "Życie Literackie", "Prawo i Życie", "Kurier Polski" - wszystkie te pisma prowadziły kampanię przeciw studentom protestującym w całym kraju. W zakładach pracy trwały masówki. Robotnicy trzymali transparenty "Studenci do nauki!" "Syjoniści do Syjamu!", "Mośki do Izraela!". Na ulicach biło Polaków pałkami kilka tysięcy oficerów Ludowego Wojska Polskiego, zwanych potem "pałkownikami".

Wiesław, śmielej

Władysław Gomułka podczas słynnego marcowego przemówienia w Sali Kongresowej. "pochylił się" nad "Dziadami" w reżyserii Kazimierza Dejmka, dochodząc do wniosku, że reżyser "sfałszował tekst w kierunku antyradzieckim". Robotnicy zgromadzeni w sali nie chcieli jednak słuchać o "Dziadach", ale o Żydach. "Wiesław, śmielej!" - krzyczeli i w końcu Gomułka "poleciał" po syjonistach, zdrajcach, knującej piątej kolumnie itd. Wtedy partyjni towarzysze niższego szczebla poderwali się z czerwonych foteli, krzycząc: "Mosiek agresor!". Po wszystkim Gomułka zwierzył się Józefowi Tejchmie, że "w dupie ma partię, która jest antysemicka". W lipcu 1968 r. zarządził koniec nagonki prasowej na Żydów.

Klęska kraju

Reperkusją przeciw najbardziej aktywnym studentom było skreślenie z listy. Żeby powrócić na studia, trzeba było stanąć przed komisją oceniającą postawę społeczno-polityczną kandydata w trakcie ostatnich wydarzeń. Kilkuset studentom UW nie zwrócono indeksów. 260 wyjechało z marcowymi emigrantami, wielu posłano w kamasze. Po Marcu usunięto ponad 550 profesorów i docentów. Zastąpiło ich tyluż doktorów pewnych politycznie, zwanych przez studentów "szturmdocentami".

"Syjonistów" usuwano z PZPR, a wykluczenie uzasadniano postawą niegodną członka. W latach 1967-1968 z wojska usunięto ok. 300 oficerów niepewnych politycznie i 100 pochodzenia żydowskiego. Marzec 1968 r. był klęską kraju, który opuściło mnóstwo wybitnych ludzi. "Gawiedź umysłowa", jaka dotknęła wtedy wielu Polaków, pozwalała śmiać się z wierszyków puentujących: "Żyda za pejs i za morze - rada znakomita". Z Dworca Gdańskiego w Warszawie, który stał się symbolem ubywania nam sił intelektualnych, rozjeżdżali się po świecie naukowcy, lekarze, inżynierowie, architekci, artyści, ekonomiści i zwykli zasmuceni obywatele, opuszczając niechcącą ich ojczyznę. Pociąg do Wiednia odjeżdżał codziennie o 19.05.

Zobacz: Najnowszy sondaż partyjny dla se.pl: PiS wygrywa nawet w Warszawie!