- Celem spotkania w Waszyngtonie było zatarcie wrażenia sukcesu Putina na Alasce
- Trump tym razem nie naciskał na Zełenskiego w sprawie ustępstw terytorialnych
- Zełenski skutecznie wybił piłkę z powrotem na rosyjską stronę
- Putin unika spotkania z Zełenskim – Rosja nie chce rozmów na poziomie prezydentów
- Trump nadal wierzy, że z Rosją trzeba się dogadać – i to największy problem
Europa chciała osłabić efekt spotkania Trumpa z Putinem
„Super Express”: - Poniedziałkowe spotkanie europejskich przywódców z Donaldem Trumpem było obliczone na to, by osiągnąć jakieś realne rezultaty, czy kolejną próbą przekonania amerykańskiego przywódcy do europejskich racji?
Wojciech Konończuk: - Miało dwa cele. Po pierwsze, zatarcie efektów spotkania Trumpa z Putinem na Alasce, które było sukcesem dyplomacji rosyjskiej i które pozostawiło amerykańskiego prezydenta z przekonaniem, że współpracując z Putinem konflikt można rozwiązać. Po drugie, zagwarantowanie, aby nie powtórzyło się pierwsze spotkanie Zełenskiego z Trumpem w Gabinecie Owalnym z 28 lutego, które, jak pamiętamy, zakończyło się katastrofą.
- Na pewno w tej drugiej sprawie jest sukces.
- Tak, nie doszło bowiem do kolejnej awantury. Trump nie wymuszał na Ukrainie ustępstw, na które ta nie może pójść. Spotkanie przebiegło w dobrej atmosferze, było skupione na kwestiach gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, a nie na wykręcaniu rąk Zełenskiemu, aby zgodził się na jakieś ustępstwo także terytorialne wobec Rosji.
Spotkanie z Trumpem to taktyczny sukces Zełenskiego
- Rzeczywiście, Zełenski co prawda napomknął po spotkaniu, że doszło do krótkiej sprzeczki z Trumpem na temat oddania terytoriów Rosji, ale nie słyszymy, żeby tam to był główny temat poniedziałkowych rozmów. To też chyba jaki sukces. - Tak, jest to taktyczny sukces Ukrainy. Na Alasce Putin przebił piłkę na ukraińskie boisko, a w Waszyngtonie Zełenski wybił piłkę ponownie na stronę rosyjską. Umiejętnie rozegrał kwestię ewentualnych zmian terytorialnych, wskazując, że to sprawa do rozmowy podczas jego spotkania z Putinem. Niezamiennym pytaniem pozostaje jednak, co dalej. - Można się spodziewać, że Putina na dwustronne rozmowy z Zełenskim się nie zgodzi.
- Mimo tego, że Kijów od wielu miesięcy deklaruje, że jest do takiego spotkania gotowy, z Moskwy płyną sygnały, że Rosjanie co najwyżej godzą się na podniesienie poziomu rozmów ze stroną ukraińską na wyższy poziom. Nie ma tam jednak mowy o poziomie prezydenckim. - Od początku kadencji Trumpa obserwujemy pewien wyścig Zełenskiego i Putina na to, kto przekona Trumpa, że jest bardziej gotowy na pokój. My wiemy, że Putin robi wszystko, by te wysiłki storpedować. Czy dostrzega to jednak Donald Trump?
- Tak, to bardzo istotny element. To znaczy, z jakim wrażeniem po kolejnym spotkaniu pozostaje Trump. O to zabiegają i Putin, i Zełenski wsparty przez przywódców europejskich. I tu wracamy do celu waszyngtońskiego spotkania, o którym mówiłem. Otóż, na tym etapie wydaje się, że zatarto pewne pozytywne wrażenia, które Donalda Trump mógł mieć po spotkaniu z Putinem. Szczyt w Waszyngtonie pokazał, że amerykański prezydent nie jest wrogo nastawiony wobec Ukrainy, a wręcz jest nastawiony na konstruktywną współpracę. Główny przekaz, które Zełenski i Europejczycy próbowali w poniedziałek przekazać Trumpowi, zapewne głównie na zamkniętym spotkaniu, był taki, że to Rosja nie chce pokoju, to Rosja chce kontynuować wojnę i to Rosja chce osiągnąć swoje cele, które są nie do przyjęcia ani dla Ukrainy, ani dla Europy, ani dla Stanów Zjednoczonych.
Europa nauczyła się rozmawiać z Trumpem
- Z tych otwartych spotkań widać, że Europejczycy dobrze radzili sobie z ego Trumpa, a on zachwycał się, że wszyscy spijają słowa z jego ust. Politycznie to skuteczne?
- Nie tylko Zełenski nauczył się rozmawiać z Trumpem. Widać, że nauczyli się tego i Francuzi, i Niemcy, i Brytyjczycy i wszyscy zgromadzeni przy stole rozmów. Wiedzą, jakim językiem do Trumpa mówić, żeby go nie urazić i żeby go mieć po swojej stronie. Pytanie, jak długo ten efekt spotkania waszyngtońskiego, jeśli chodzi o Trumpa i jego stosunek do wojny, pozostanie w zgodzie z interesami Europy.
- Niektórzy śmieją się, że Trump przyjmuje punkt widzenia ostatniej osoby, z którą się widział. Jest szansa, że póki się znów nie zobaczy się z Putinem, ten efekt potrwa.
- Wygląda na to, że negatywny dla Ukrainy i Europy efekt spotkania na Alasce został zneutralizowany. Nie wiadomo jednak, na jak długo.
- Od stycznia wszyscy baliśmy się koncertu mocarstw ws. Ukrainy. Wydarzenia z ostatnich dni: konsultacje z Europejczykami przed szczytem na Alasce, rozmowy po nim oraz szczyt w Waszyngtonie pokazują, że Amerykanie zrozumieli, iż w dwustronnym układzie z Putinem i bez Europy nie da się tej wojny zakończyć?
- Trump bardzo by chciał, żeby odpowiedzialność za zakończenie tej wojny i za zagwarantowanie bezpieczeństwa Ukrainie spoczywała na barkach europejskich. Jasno powiedział, że Stany Zjednoczone co najwyżej mogą koordynować kwestie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, ale nie będą ich zapewniać. Mają to robić Europejczycy. Od samego początku drugiej prezydentury Trumpa widać, że Stany Zjednoczone chciałyby umyć ręce i możliwie zakończyć szybko zakończyć tę wojnę. Na początku tej prezydentury Trumpa napisałem, że Trump uznał, iż konflikt ukraiński jest najłatwiejszy do załatwienia z szeregu konfliktów międzynarodowych. które mają miejsce na świecie. Sam Trump to w poniedziałek potwierdził, mówiąc, że jemu się wydawało, że wojnę rosyjsko-ukraińską da się szybko zakończyć. Przyznał, że to nie takie łatwe.
Trump wierzy w mit niezwyciężonej Rosji. To duży problem dla Europy
- Wyleczył się ze swoich fantazji? - Myślę, że cały czas jest pełen iluzji. Niestety, ciągle jest przekonany, że Rosja ma jakąkolwiek dobrą wolę, by tę wojnę zakończyć. Najwidoczniej nie widzi, że Putin go oszukuje.
- A samemu Trumpowi brakuje woli, by użyć siły do zmuszenia Rosji do ustępstw.
- Trump ma pewne instrumenty, który mógłby zmusić Rosję do tego, żeby poszła na ustępstwa w wojnie. Są to sankcje wtórne na energetykę rosyjską. Co jakiś czas straszak sankcyjny jest wykorzystywany, ale niestety na razie nic nie wskazuje na to, aby Trump rzeczywiście zechciał go użyć. Bezpośrednim efektem ultimatum Trumpa wobec Putina był szczyt na Alasce. To, że Rosjanie się na niego zgodzili, pokazuje, że oni prawdopodobnie jednak się przestraszyli, iż Trump może swoje groźby spełnić. Kreml, tak jak my w Europie, mają problem z nieprzewidywalnością Trumpa. Jest natomiast większy problem jest pewną psychologiczna postawą Trumpa wobec Rosji.
- Co ma pan na myśli?
- Wielokrotnie w swoich wypowiedziach o Rosji mówił, że Rosja jest krajem, którego nie można pokonać, bo ani Napoleonowi, ani nikomu innemu się nie udało. W jego głowie jest więc pewien mit niezwyciężonej Rosji, z którą się trzeba ułożyć, bo tylko w ten sposób można sprawić, że ta wojna zostanie zakończona. To oczywiście mylne wrażenie, bo z Rosją można skutecznie rozmawiać tylko z pozycji siły. To, czy amerykański prezydent wreszcie to zrozumie, pozostaje na razie pytaniem bez odpowiedzi.
Rozmawiał Tomasz Walczak