Robert Mazurek na koniec programu na żywo zapytał biskupa Mirosława Milewskiego, czy ten wybiera się na wakacje. - Podlasie - odpowiedział Milewski. Mazurek żartobliwie skwitował: "Nie, ja tam jade, proszę tam nie jechać. Nie ma mowy". Biskup Milewski zrozumiał żart i dodał z uśmiechem na ustach: - Dobrze, to na Suwalszczyznę. Mazurek znów odbił piłeczkę i ripostował: - Ja tam jadę. No to jest w ogóle skandal. Jak to na Suwalczyznę ksiądz jedzie? Nie po programie to załatwimy. Ksiądz biskup jedzie na Dolny Śląsk, to już postanowione.
W tym momencie Mazurek i Milewski pożegnali się ze słuchaczami i widzami i myśleli, że są już poza anteną. Wtedy doszło do zabawnej sytuacji. - Jaka Suwalszczyzna? - dopytuje Mazurek. - No ja co roku jeżdżę - odpowiada Milewski. Dziennikarz nie daje za wygraną i dalej ciągnie temat. - Gdzie? - pyta. - Okolice Studzienicznej - doprecyzował Milewski. Wtedy Mazurek wypala: - Kiedy jedziesz? - Ja tam jadę w drugi tydzień lipca - mówi Milewski. - Ja tam będę - dodaje Mazurek na co słyszy "O mój Boże". W tym momencie realizatorzy RMF FM informują dziennikarza, że mężczyźni są wciąż na antenie. - Co jesteśmy? - pyta zszokowany Mazurek i dodaje z uśmiechem na ustach: - Chłopaki czemu mi to robicie? My już się pożegnaliśmy. To teraz się pożegnaliśmy raz jeszcze.