"Super Express": - W niedzielę Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra już po raz dwudziesty. Nie ma pan dość?
Jurek Owsiak: - Broń Boże! Mam wrażenie, że to wszystko się dopiero rozkręca. Dostrzegamy, jak wiele pozytywnych rzeczy się wydarzyło przez ostatnie 20 lat i jak bardzo zostaliśmy zaakceptowani.
- I to pana tak napędza?
- Jeżeli ma się od ludzi informację zwrotną, to aż chce się pracować! To mnóstwo pozytywnych emocji, kiedy wiesz, że ludzie akceptują to, co robisz. Zawsze mówię, że można mnie lubić albo nie, ale jeżeli system działa, to przyłączcie się.
- Ubyło panu wrogów przez ten czas?
- Wszystkich nie udało się przekonać, ale na pewno mniej ludzi patrzy na nas wrogo. Nawet Roman Giertych, kiedy się spotkaliśmy, powiedział, że jego dzieci mają przebadany słuch i że dziękuje za to Orkiestrze. Docenił też naukę pierwszej pomocy, którą od lat prowadzimy w szkołach.
- Chciałby pan, żeby Tadeusz Rydzyk też docenił WOŚP?
- Uważam, że nam, Polakom, brakuje rzeczowych rozmów, nawet z oponentami. Parę razy dobijałem się więc do TV Trwam. Nieraz do nich dzwoniłem i mówiłem, że chciałbym się spotkać z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Zawsze każą mi pisać e-maile, ale do tej pory do spotkania nie doszło. Szkoda.
- Nie doprowadza pana do szewskiej pasji to, że od 20 lat WOŚP i szczodrość Polaków muszą często zastępować państwo, bo to nie radzi sobie z naprawą służby zdrowia?
- Jak każdy chciałbym, żeby działało to wszystko dużo lepiej. Ale nie bądźmy takimi defetystami - nie jest aż tak źle, jak się o tym mówi. Poza tym pamiętajmy, że Polska jako kraj buduje się od 20 lat, a nie od 120 czy 200 jak państwa Europy Zachodniej. W tak krótkim czasie nie da się zrobić wszystkiego.
- Szklanka jest do połowy pełna?
- W działce dziecięcej udało się zrobić naprawdę dużo. Chciałbym tylko konkretnego wsparcia państwa, żeby to wszystko utrzymać - dokupywać sprzęt, zmieniać go. Ale skoro tak się nie dzieje, trzymamy rękę na pulsie. Dzieci mają się więc dobrze. Dużo gorzej z nami, dorosłymi. Dlatego w ogóle nie korzystam z lekarza. Preferuję ziołolecznictwo.
- Jeśli wierzyć plotkom, Unia chce wprowadzić ograniczenia w ziołolecznictwie, bo uważa je za niebezpieczne.
- Odpowiadam - szczypta prawdziwych polskich suszonych malin, którą wsypujemy do kieliszka spirytusu. Możecie się tym natrzeć lub to wypić. Skuteczność gwarantowana.
- Załóżmy, że pewnego pięknego dnia polska służba zdrowia będzie najlepsza na świecie. Co wtedy z Orkiestrą?
- Często zadają mi to pytanie.
- I co pan odpowiada?
- Mówię - oby się tak nie stało, bo stracimy przy okazji fajną zabawę.
- Ludzie nie chcieliby się po prostu raz do roku dobrze bawić?
- Sama zabawa nie do końca wychodzi. Ostatnio byłem na spotkaniu organizatorów największych festiwali muzycznych w Europie. I ci od Glastonbury czy Roskilde mówią, że mają się dobrze, sprzedają bilety, grają u nich największe gwiazdy. Jednak jak sami podkreślają, od kilku lat brakuje im celu. My go mamy w styczniu w czasie finału i potem w wakacje na Przystanku Woodstock. Dlatego jest z nami tak wielu Polaków.
- Może uczynić z pozytywnego zamieszania wokół Orkiestry polski towar eksportowy?
- Byłoby fajnie, gdyby tak się stało. Ale to trudny produkt, bo chodzi o ludzkie emocje i pomysły, jak te emocje w ludziach wyzwolić. Tego nam ludzie na całym świecie zazdroszczą. Może jest w Polakach coś, czego inne narody nie mają.
- Rokrocznie Orkiestra bije kolejne rekordy zebranych pieniędzy. Nie boi się pan, że któregoś dnia rekordów już nie będzie i entuzjazm w Polakach opadnie?
- Oczywiście tak może być i to z wielu przyczyn, dlatego już teraz studzę emocje. Jeżeli rekord nie zostanie pobity, nie oznacza to, że mamy się wycofać.