Władimir Putin

i

Autor: AP Władimir Putin

Wojska Putina na granicy z Polską? "Grozi nam zimna wojna" - mówi gen. Roman Polko

2020-09-07 7:22

Problemem dla Polski byłaby przede wszystkim utrata suwerenności przez Białoruś. Wówczas będzie to oznaczało Rosję u granic NATO. I to nie na rosyjskim „lotniskowcu” w Obwodzie Kaliningradzkim, z którego trudno wyprowadzać większe uderzenie, ale na dużym odcinku naszej wschodniej granicy, gdzie ciągle dochodziłoby do prowokacji i zwiększało niebezpieczeństwo dla Polski i NATO - mówi w rozmowie z "Super Expressem" gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM i szef BBN w czasach prezydentury Lecha Kaczyńskiego.

„Super Express”: – W czasie trwających już przez prawie miesiąc białoruskich protestów Alaksandr Łukaszenka wyraźnie próbuje zrobić z Polski głównego wroga nie tylko Białorusi i Rosji. Straszy rozbiorem państwa ze strony naszego kraju, rozbiciem sojuszu z Moskwą przez wojska NATO, a teraz publikuje fejka, który ma dowodzić, że Warszawa i Berlin knują przeciwko Putinowi ws. otrucia Nawalnego. Te prowokacje są jakimś zagrożeniem dla Polski?

Gen. Roman Polko: – Same w sobie zagrożeniem nie są. To rozpaczliwa próba Łukaszenki utrzymania się u władzy. Próba obliczona na to, by wskazując zewnętrznego wroga, mieć uzasadnienie do wprowadzenia większych rygorów wewnętrznych i stanu wyższej konieczności w kraju, by łatwiej było złapać za twarz swój własny naród. Duża mobilizacja wojsk i służb mundurowych, których dokonuje Łukaszenka w imię walki z „wrogą Polską”, jest też po to, by przypadkiem nie przeszły one na stronę społeczeństwa. Takie zagrożenie już się bowiem pojawiło, kiedy na protestach pojawili się weterani wojsk specjalnych. Tak to wszystko należy czytać.

– Łukaszenka jako desperacko walczący o władzę człowiek, mając na granicy z Polską i Litwą, jak sam mówi, połowę białoruskich wojsk, może uciec się do prowokacji, które zawsze mają szanse przerodzić się w coś poważniejszego?

– Nie da się ukryć, że Łukaszenka liczy na jakieś działania ze strony Polski, Litwy i szerzej NATO, ale Sojusz takiej okazji mu nie daje i jej nie da. Łukaszenka, owszem, jest bezczelny, ale, jak sądzę, nie na tyle głupi, żeby uwierzyć w tę swoją szytą grubymi nićmi propagandę. Nie wydaje się więc, żeby obliczona przede wszystkim na przekonanie Białorusinów do zagrożenia zewnętrznego opowieść miała zamienić się w jakieś prowokacje na granicach. Na pewno NATO nie da się w nie wplątać.

– Taką propagandą nie daje jednak Rosji argumentu, żeby u granic Polski pojawiły się wojska rosyjskie?

– Łukaszenka w czasie tych protestów za cenę wsparcia z Moskwy ewidentnie sprzedał Białoruś Rosji. Jeszcze niedawno udawało mu się utrzymać namiastkę suwerenności. Bronił się przed „pogłębioną integracją” czy powstaniem na terenie Białorusi baz wojskowych. Był na tyle sprytny, że potrafił Rosję ograć. Widać, że teraz całkowicie poddał się woli Putina. Kiedy straszy „zachodnim imperializmem”, poddaje się prawdziwemu rosyjskiemu imperializmowi.

– No właśnie, kremlowska propaganda przekonuje, że skoro Zachód jest zagrożeniem dla Białorusi i, jak przekonuje Łukaszenka, dla Rosji, to pora wspomniane bazy stworzyć. To by zmieniło układ sił w naszej części Europy?

– Problemem dla Polski byłaby przede wszystkim utrata suwerenności przez Białoruś. Wówczas będzie to oznaczało Rosję u granic NATO. I to nie na rosyjskim „lotniskowcu” w obwodzie kaliningradzkim, z którego trudno wyprowadzać większe uderzenie, ale na dużym odcinku naszej wschodniej granicy, gdzie ciągle dochodziłoby do prowokacji i zwiększało niebezpieczeństwo dla Polski i NATO. De facto zmierzamy więc do powrotu zimnej wojny.

Rozmawiał Tomasz Walczak